Dziady, czyli Halloween po polsku

dziady swieto

Foto: Marko Blažević/Unsplash

Na dźwięk słowa „dziady” nasze myśli uciekają do szkoły. Przypomina nam się czteroczęściowy dramat romantyczny Adama Mickiewicza, u niektórych z nas wywołując gęsią skórkę, bo za Chiny Ludowe zrozumieć się nie dało, co poeta miał na myśli, pisząc swoje dzieło!

Odłóżmy jednak trudne wspomnienia z wymagającymi polonistami i nieodgadnionymi klasykami w rolach głównych i poznajmy prawdziwą istotę dziadów, czyli odprawianego w nocy z 31 października na 1 listopada przedchrześcijańskiego słowiańskiego obrzędu, podczas którego umarli nawiązywali kontakt z żywymi. Panowało bowiem przekonanie, że ci pierwsi lubią od czasu do czasu wrócić na swoje stare, ziemskie śmieci i wtedy ci drudzy muszą się odpowiednio zachować.

Zmarli mieli wracać na ziemię jesienią, czyli w smutnym okresie, kiedy przyroda zamiera i wszędzie robi się ciemno i głucho…

Zapraszamy do lektury, jeśli denerwują cię wszechobecne dynie, szkielety i czarownice. Halloween zostawmy Amerykanom, a my mamy swoje święto!

» Tuż po staropolskich dziadach przychodzi czas na chrześcijańską uroczystość Wszystkich Świętych, kiedy wspominamy zmarłych, którzy dostąpili zbawienia i przebywają w Niebie. Kliknij i przeczytaj nasze subiektywne zestawienie świętych i ich fascynujących żywotów!

Toast i zagrycha z pradziadem

Podczas dziadów wbrew pozorom wszystko wcale nie kręciło się wokół śmierci, a wokół czegoś znacznie bardziej przyziemnego i… przyjemnego. Tym czymś było jedzenie!

Wygląda na to, że duszom zmarłych obcującym z żywymi przypisywano jak najbardziej ludzkie i prozaiczne cechy. Wierzono mianowicie, że dusza głodna to – tak jak człowiek – dusza zła, dlatego, żeby zyskać jej przychylność, za wszelką cenę starano się ją nakarmić. Wiadomo, z duchami lepiej nie zadzierać!

dziady swieto cmentarz

Foto: Pixabay

Nadskakiwano im więc na potęgę: częstowano jajkami, miodem, chlebem, kaszą i kutią, a żeby lepiej się trawiło, oferowano również przysłowiowy kieliszeczek wódki. Zmarli przyjmowani byli na ucztach w domach (tego wieczoru po skończonym posiłku nie można było od razu posprzątać ze stołu, w razie gdyby jakaś zbłąkana dusza postanowiła się posilić) albo odwiedzano ich na cmentarzach, gdzie część potraw była zrzucana lub wylewana na grób właśnie z myślą o nieboszczyku.

Co bardziej troskliwi nie ograniczali świątecznego menu do prostych przekąsek i na tę okazję przygotowywali dania, które zmarli najbardziej upodobali sobie za życia.

Podczas wspólnej „zabawy” obowiązywał swoisty savoir-vivre. Nie można było na przykład zbyt głośno się zachowywać czy zbyt gwałtownie poruszać, żeby nie spłoszyć co wrażliwszych dusz. Lepiej było również nie wylewać za okno pomyj, co by nie zmoczyć czających się tam nieboszczyków. Generalnie trzeba było uważać na każdym kroku, żeby przez przypadek nie zrobić zmarłym jakiegoś afrontu. 

Obfita biesiada, oprócz tego, że miała pomóc poskromić ewentualny zły nastrój dusz, to miała im także zapewnić spokój w zaświatach. Coś w tym musiało być, bo z pełnym brzuchem człowiek rzeczywiście jest mniej skory do szaleństw…

» Interesują cię polskie tradycje i polska historia? Kliknij i poznaj kobiety, które kochali Józef Piłsudski i inni ojcowie naszej niepodległości!

SPA dla ducha

Spotkanie zaświatów z codziennością zwykle kończyło się na strawie i popitce. W niektórych regionach jednak dopieszczano wędrujące dusze niczym w najlepszym hotelu, zapewniając im niemal opcję all inclusive!

Proponowano im na przykład kąpiel, przygotowując z myślą o nich saunę, oraz możliwość ogrzania się przy specjalnie dla nich rozpalanych ogniskach. Palono je również dlatego, żeby błądzące dusze łatwiej znalazły drogę do swoich bliskich. Jeśli natomiast stos płonął na rozstaju dróg, jego zadaniem było odstraszanie demonów, czyli dusz osób zmarłych śmiercią tragiczną, które w święto dziadów też chętnie – choć nieproszone – pospacerowałyby po ziemskim padole.

Nasi przodkowie wierzyli, że pokojowe zamiary mają tylko dusze ludzi zmarłych naturalną śmiercią. W przypadku pozostałych należało zachować dystans, chociaż nie zapominano o pomocy w postaci modlitwy.

Pomóż, dziadu!

Sama nazwa święta pochodzi od wędrownych żebraków, których w wielu regionach nazywano właśnie dziadami. Wbrew jednak temu, co społeczeństwo myśli o nich dzisiaj, w czasach pogańskich tacy bezdomni nędzarze cieszyli się nieco większym szacunkiem. Uważano ich bowiem za łączników między życiem na ziemi a tamtym światem, dlatego nie szczędzono im jałmużny i strawy, żeby wkupić się w ich łaski i wyprosić modlitwę za dusze zmarłych krewnych.

dziady swieto zebrak

Foto: Pixabay

Wędrowni żebracy uchodzili za mediatorów między żywymi a zmarłymi, bo nie posiadali stałego miejsca zamieszkania i sami znajdowali się w pewnym zawieszeniu pomiędzy światami.

» Interesują cię fakty na temat mniej lub bardziej znanych świąt? Kliknij i dowiedz się więcej na temat amerykańskiego Dnia Dziękczynienia!

Dziady dzisiaj

Cóż, niewiele z tego zostało. Oczywiście w niektórych kulturach praktykuje się huczne spotkania na cmentarzach, gdzie przy posiłku i dobrym trunku wspomina się tych, którzy odeszli. W Polsce jednak ograniczamy się do chwili zadumy nad grobem, zapalenia znicza, a niekiedy po powrocie do domu do uroczystej kolacji w rodzinnym gronie, podczas której jednak nikt nic celowo nie rozlewa ani nie zostawia w poczęstunku dla zmarłych.

» W okresie Wszystkich Świętych na grobach naszych zmarłych królują chryzantemy. Kliknij i przeczytaj, jak przedłużyć ich kwitnienie!

Z drugiej strony niewykluczone, że właśnie płonące lampki na grobach są echem prasłowiańskich dziadów. Jest to też jasny komunikat dla naszych ukochanych bliskich, którzy odeszli: „Pamiętamy o was i wiemy, że jesteście z nami!”

To też może cię zainteresować:

1 Odpowiedź

  1. kropka pisze:

    A mi się „Dziady” Mickiewicza podobały! Czytałam nawet kilka razy z własnej, nieprzymuszonej woli 🙂 Większość opisywanych tu tradycji znałam, tylko o tych saunach nigdy nie słyszałam

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *