Nie zależy mi na biciu rekordów. Włóczę się po górach powoli… i dobrze mi z tym!

Wywiad Kasi Laskowskiej z Joanną Budzyk dla portalu Polka50plus.pl

Lubisz chodzić po górach?

Zastanów się, zanim powiesz, że to nie dla ciebie. Że za ciężko, za wysoko, za szybko i za niebezpiecznie.

Bo góry oczywiście mogą stanowić wyzwanie – zwłaszcza dla osób, których kondycja pozostawia trochę do czynienia. Budzą respekt i onieśmielają – i bardzo dobrze. Zawsze to bezpieczniej.

Ale góry to także zachwycające krajobrazy, pełne refleksji wędrówki, przygody i wrażenia, których próżno szukać gdziekolwiek indziej. I wcale nie trzeba do tego podchodzić w pośpiechu, gorączce i z pełnym bakiem adrenaliny.

Bo góry można też odkrywać niespiesznie. Smakować je i chłonąć wszystkimi zmysłami. Krok za krokiem, oddech za oddechem.

Tak właśnie wędruje po górach Joanna Budzyk, autorka bloga Górskie Spacery. Nie bije rekordów, nie przekracza kolejnych granic, nie staje oko w oko z niebezpieczeństwem i nie ryzykuje niepotrzebnie. Po prostu pozwala się oczarować i zapomnieć o codziennych troskach.

Chcesz wiedzieć, jak poznawać góry w duchu slow?
Jak przygotować się do wędrówki, gdy brakuje kondycji?
Na co zwrócić uwagę, planując trasę, i jakie górskie trasy są warte rozważenia?

Przeczytaj tę niezwykle mądrą i inspirującą rozmowę. Ja po spotkaniu z Joanną zapragnęłam wybrać się w góry, do których wcale nie mam daleko, a zawsze było mi jakoś nie po drodze…

Skąd mogłam wiedzieć, że pokocham góry, skoro nigdy w nich nie byłam?

Kasia Laskowska: Nie mogę nie zacząć od tego pytania: jak to możliwe, że mieszkając na Podhalu od 30 lat, dopiero po czterdziestce odkryła Pani, że góry mogą być Pani pasją?

Joanna Budzyk: Fakt, to może wydawać się dziwne. [śmiech]

Moi rodzice nie lubili gór, wyjątek zrobili dla Bieszczadów, ale tam tylko woda, żadnej męczarni szlakowej…

Urodziłam się w Krakowie i mimo że od Tatr dzieli mnie 100 km, nigdy w nich nie byłam. Mój mąż, nowotarżanin z urodzenia, też nigdy w życiu nie chodził po górach. Pewnie trudno w to uwierzyć, ale ja, mieszkając pod Turbaczem, nie byłam tam ani razu aż do czasu wybuchu mojej górskiej miłości!

Nadal nie mogę zrozumieć…

To proste: skąd mogłam wiedzieć, że pokocham góry, skoro nigdy w nich nie byłam?

Dopiero po rozwodzie zaczęłam szukać nowych doświadczeń. Dzieci były już duże, a ja byłam sama i miałam sporo czasu dla siebie. Do tego doszły mikrowylewy…

Ojej, co się stało?

Mikrowylewy powstały na skutek długotrwałego stresu. Był on spowodowany głównie rozstaniem z mężem, ale też mobbingiem w pracy. Brakowało mi wiary w siebie, zresztą z tym akurat borykałam się od dziecka…

Następstwem była głęboka depresja, z którą walczyłam trzy lata. Był to najbardziej traumatyczny okres w moim życiu.

Joanna Budzyk samotna wędrówka
Po rozwodzie zaczęłam szukać nowych doświadczeń. Dzieci były już duże, a ja miałam sporo czasu dla siebie.

Lekarstwem mógł się okazać ruch.

Nastała wiosna, świat rozkwitał, więc postanowiłam zobaczyć, jak wygląda z góry, i… przepadłam!

No właśnie. Na Pani blogu i profilu na Instagramie miłość do świata, a gór w szczególności, aż kipi! Ale znalazła Pani na to swój własny sposób. „Szlaki dla wielbicieli powolnej włóczęgi” – takimi słowami wita Pani czytelników bloga. Skąd ten zamysł?

Czerpię ogromną radość z niespiesznej włóczęgi, odkrywania wyjątkowych zakątków. Lubię ławeczki z widokiem i wieże widokowe. Szukam miejsc, gdzie woda w górach wygląda najpiękniej. Nie potrzebuję już żadnych wyzwań, chcę po prostu czerpać szczęście całymi garściami. W spokoju.

Joanna Budzyk kontemplacja
Lubię ławeczki z widokiem i wieże widokowe. Czerpię radość z odkrywania wyjątkowych zakątków.

Nie interesuje Pani bicie kolejnych rekordów? Dążenie, żeby każda wyprawa była dalej, wyżej, szybciej, trudniej?

Jakoś nie, już nie. Rozumiem tych, co lubią wyzwania, a moje wędrówki uważają za nudne. Ale to ich wybór. Ja mogę mieć swój.

Początki były ciężkie: pokonanie 2-godzinnego szlaku zajmowało mi 4 godziny!

No to jak to było od początku? Zakładam, że skoro nie miała Pani wędrówek po górach we krwi, to i kondycja pozostawiała wiele do życzenia?

Bardzo słuszne założenie. [śmiech]

Początki były ciężkie. Najpierw chodziłam w pobliskie Gorce, ale byłam tak beznadziejnie słaba, że pokonanie 2-godzinnego szlaku zajmowało mi 4 godziny!

Nie poddawałam się jednak. Niosła mnie też na skrzydłach miłość do mężczyzny, który kochał góry i obiecał mi je pokazać.

Joanna Budzyk początki górskich wędrówek
Początki moich górskich wędrówek nie były łatwe.

I w końcu Pani też się zakochała…

Tak. Miłość do gór wybuchła na Pilsku w Beskidzie Żywieckim. Gdy zobaczyłam całe Tatry i świat daleko pode mną z perspektywy innej góry, rozpłakałam się z zachwytu.

Wkrótce przyszła pora na Tatry. Mój pierwszy raz w tych górach był przygotowywany niczym wyprawa w Himalaje. Na pierwszy ogień poszedł Giewont – jesienią, przy cudownej inwersji. Góry pokazały mi swoje kolejne zachwycające oblicze.

Skoro zdobyła Pani Giewont, domyślam się, że kondycja też się wzmocniła.

Zdecydowanie była coraz lepsza, ale nie chodziłam zbyt szybko. Stawiałam sobie coraz większe cele. Szczyty tatrzańskie, potem przyszedł projekt Korony Gór Polski, który stał się dla mnie wspaniałą przygodą, a w końcu pojawił się pomysł przejścia Głównego Szlaku Beskidzkiego. Po 180 km i dziesiątkach piekących bąbli powiedziałam: dość. Jeszcze jeden krok i znienawidzę wędrówki.

To był punkt zwrotny w Pani podejściu do wędrówek górskich?

Przewartościowałam moje cele. Z trybu zadaniowego przeszłam na uważność, zachwyt chwilą, fotografię, uchwycenie momentu. Zauważyłam, że nie chcę gnać, nie chcę się spieszyć ani znosić bólu – bo długie trasy bywały bardzo bolesne.

Joanna Budzyk góry zimą
Przewartościowałam moje cele. Z trybu zadaniowego przeszłam na uważność, zachwyt chwilą, fotografię, uchwycenie momentu.

Nie mam już zamiaru bić żadnych rekordów, zdobywać coraz wyższych szczytów.

Do tego pewnej zimy uległam w Tatrach wypadkowi. Spadłam jak szmaciana lalka 200 metrów dół. Po tym wydarzeniu zaczęłam z coraz większą mocą celebrować życie.

Zdobyłam prawie wszystkie szczyty tatrzańskie dostępne szlakowo i większości z nich nie powtórzę właśnie dlatego, że wiem, jak bardzo mogą być niebezpieczne.

Ktoś mógłby pomyśleć, że za Pani podejściem do wędrówek kryje się lenistwo, a to odpowiedzialność i ukochanie życia i świata dookoła.

Dokładnie. Nie chcę się bać, nie lubię adrenaliny.

Mimo wszystko dostrzegam w Pani wyprawach pewne ryzyko. Często podróżuje Pani samotnie.

Rzeczywiście bardzo rzadko ktoś mi towarzyszy. Bywało, że chodziła ze mną córka, którą zaraziłam górami. Czasem idziemy razem, ale ona jest jak struś pędziwiatr. [śmiech]

Na najwyższe szczyty Tatr, jak Orla Perć, Rohacze czy Mięguszowiecka Przełęcz pod Chłopkiem, bałam się iść sama. Towarzyszyła mi znajoma grupa emerytów i to były naprawdę wspaniałe wycieczki!

Joanna Budzyk suczka Luna
Rzadko ktoś mi towarzyszy w moich wyprawach. Czasem była to na przykład moja suczka Luna.

Mam też zaprzyjaźnioną grupkę, z którą wyruszamy raz, dwa razy w roku. Uwielbiam te nasze spotkania, bo nie tylko idziemy razem, ale też dużo rozmawiamy, czasem czytamy na postoju i sporo uczymy się od siebie.

Jednak przeważnie chodzę sama. Choć nie do końca – często towarzyszyła mi 15-letnia sunia Luna.

Nie boi się Pani?

Nie. Na większości szlaków spotykam ludzi, chociaż gdy zapuszczam się w mało popularne rejony, bywa, że nie spotykam nikogo. Ale to zdarza się rzadko.

Jestem w stanie poświęcić wygodę dla przygody

W takim razie o czym należy pamiętać, żeby taka wędrówka była bezpieczna?

Jadąc na Słowację, której góry wszelakie uwielbiam, zawsze wykupuję ubezpieczenie turystyczne z powiększonym pakietem ratowniczym. Obowiązkowo mam czołówkę, powerbank, kijki, raczki lub raki zimą, gorącą herbatę, ciepłe ubrania, zapas wody, dawniej mapę papierową. Teraz korzystam z aplikacji mapy.cz, która działa offline.

Joanna Budzyk przygotowanie do górskiej wyprawy
W ramach przygotowań do wędrówek zawsze wykupuję ubezpieczenie. Na tym nie warto oszczędzać.

Mam też w ciągu dnia kontakt z rodziną. To taki sygnał życia. Zawsze mówię dzieciom, gdzie się wybieram, a w razie zmiany planów informuję, gdzie aktualnie jestem.

Jak często wyrusza Pani na szlak?

Gdybym nie pracowała, chodziłabym co drugi dzień. [śmiech]

Nie codziennie? [śmiech]

Na codzienne wyjścia nie mam aż tyle siły.

Był taki okres, kiedy nie miałam pracy i w związku z tym bardzo dużo wolnego czasu, a że mieszkam na Podhalu, to w góry mam bardzo blisko. Wtedy wychodziłam kilka razy w tygodniu.

Praktycznie każdy wolny czas spędzam na szlaku. Jestem najbardziej szczęśliwa, gdy mogę wyjść raz w tygodniu. Lubię też wyjechać sobie gdzieś na dwa, trzy dni. Na przykład w długi weekend.

Joanna Budzyk powolna włóczęga górska
Praktycznie każdy wolny czas spędzam na szlaku.

Czy łatwo jest Pani godzić pasję z codziennymi obowiązkami?

Aktualnie pracuję w szpitalu na etacie od poniedziałku do piątku, więc wyjścia w środku tygodnia należą do rzadkości.

Ogranicza mnie – jak większość ludzi – liczba dni urlopu, jednak nie jest mi trudno znaleźć dzień w weekend, by wyjść na szlak, o ile jest pogoda. Bo bywają takie czasy, jak ostatnio późną jesienią, kiedy nie wyszłam w góry od miesiąca.

Czy tak częste chodzenie po górach to kosztowne zajęcie?

Uważam, że nie jest to drogie hobby samo w sobie. Mam ten przywilej, że mieszkam na Podhalu, więc koszty dojazdu na szlak nie są duże, a na noc wracam do domu.

Nie mam markowych ubrań ani sportowych okularów, ale kijki i raczki są obowiązkowe – mam te same od wielu lat.

Jeśli chodzi o koszty wejścia na szlaki, to w Polsce płacimy za bilety wstępu w wielu miejscach w parkach narodowych. Jest to zwykle 7-10 zł od osoby, ale pamiętajmy, że w tym mamy ubezpieczenie w razie akcji ratunkowych.

Na Słowacji jest niewiele płatnych miejsc, ale tam uczulam, żeby wykupić ubezpieczenie turystyczne górskie. To tylko ok. 4 zł na dzień, a ewentualna pomoc górska to tysiące euro.

Joanna Budzyk na górskim szlaku
Chodzenie po górach to nie jest drogie hobby.

Jeszcze jakieś rady dla oszczędnych?

Od dziewięciu lat mam ten sam plecak, a od pięciu – tę samą kurtkę 3w1, więc jest dobra na wszystkie pory roku. Chodzę rocznie czasem nawet 1000 km, więc buty wystarczają mi na 3 sezony.

Gdy wyjeżdżam dalej, mieszkam w aucie, żeby zaoszczędzić na noclegach. Jestem w stanie poświęcić wygodę dla przygody, ale to temat na inny wywiad. [śmiech]

Za każdym razem, gdy wracam z gór, stwierdzam, że to była najpiękniejsza wycieczka ever

To teraz zapytam bardziej przekornie: czy te przygody zawsze spełniają Pani oczekiwania? Czy przypomina sobie Pani wyprawę, która mocno Panią rozczarowała?

Niestety, największe rozczarowanie przeżyłam, gdy poszłam z niewłaściwą osobą. Narzekanie, wyśmiewanie się z mojego tempa, ignorowanie niebezpieczeństwa, schodzenie w nocy, czego nienawidzę… Na szczęście to były jednorazowe wpadki. Niemniej, jest to najważniejszy powód, dla którego chodzę sama.

Ale pamiętam taką jedną rozczarowującą wycieczkę nad Skalnaté Pleso w Tatrach. Oczekiwałam jeziora i odbijającej się w jego tafli Łomnicy, a nie dość, że szlak okazał się być bardzo żmudny i nieciekawy, to zamiast jeziora zastałam kałużę…. Żadnego odbicia nie było, za to były tłumy ludzi, muzyka, gwar i hałas, jak na Gubałówce. [śmiech]

A którą wyprawę wspomina Pani najlepiej?

Pierwsze wyjście na Babią Górę! Do dziś pamiętam to uczucie, gdy byłam na szczycie: że jestem w domu, na swoim miejscu, na moim dachu świata. Pokochałam ją tak bardzo, że wracam tam tak często, jak w odwiedziny do bliskiej osoby.

Wypatruję ją z innych miejsc, a nawet wytatuowałam ją sobie na przedramieniu.Tak naprawdę jednak za każdym razem, gdy wracam z gór, stwierdzam, że to była najpiękniejsza wycieczka ever.

Joanna Budzyk tatuaż Babia Góra
Pokochałam Babią Górę tak bardzo, że wracam tam tak często, jak w odwiedziny do bliskiej osoby. Nawet wytatuowałam ją sobie na przedramieniu!

A która z wycieczek była dla Pani najbardziej wymagająca?

Najbardziej wymagający był dla mnie Główny Szlak Beskidzki. Wprawdzie nie przeszłam całej trasy, ale podczas tej 180-kilometrowej wędrówki spotkałam niezwykłych ludzi w schroniskach i przekonałam się, że mogę spać sama w namiocie na ziemi. No i zauważyłam, że chodzenie w deszczu ma swoje zalety.

Jakoś trudno mi je sobie wyobrazić… [śmiech]

Mnie też nie było łatwo, ale idąc trzeci dzień w mokrych butach, starałam się dostrzec jakiekolwiek pozytywy. [śmiech]

W takim razie – słucham.

W deszczowy czas mam szlak tylko dla siebie, bardzo rzadko mijają mnie turyści.

Tylko dla siebie mam też hektary borówek (albo czarnych jagód, jak kto woli), które w deszczu są wielkie, słodkie i soczyste jak borówki amerykańskie, bo nikt ich nie zbiera!

I jeszcze idąc w rytmie kropel, zagłębiam się w sobie. To jakby medytacja w ruchu, przy melodyce deszczu.

WOW! Chyba mnie Pani przekonała… A czy wyprawa na Główny Szlak Beskidzki była również tą najbardziej niebezpieczną?

Nie. Najbardziej niebezpieczna była Orla Perć. Nauczyła mnie, że nie chcę tam wracać. Bo mimo że było przepięknie i miałam wsparcie towarzyszących mi osób, to poczucie strachu i adrenaliny nie jest dla mnie warte tych widoków.

Nie czekaj, aż znajdziesz towarzystwo

I znów wracamy do tego odpowiedzialnego podejścia do wędrówek górskich. Bardzo dojrzałego podejścia, chciałoby się powiedzieć. A skoro o dojrzałości mowa… Załóżmy, że dojrzała kobieta czyta ten wywiad i chciałaby wyruszyć w góry Pani śladem. Od czego zacząć, jak się przygotować kondycyjnie i sprzętowo?

Nie trzeba szczególnych przygotowań. Najważniejsze są buty i na nie nie żałuję pieniędzy. Dobrze jest mieć wygodny plecak i czołówkę, czyli taką latarkę zakładaną na czoło. Reszta to tak naprawdę gadżety.

Od czego zacząć? Po prostu wyjść z domu i chodzić. Ja zaczęłam po 40-ce, więc każdy może zacząć, kiedy chce. Nie czekaj, aż znajdziesz towarzystwo. Jeśli takie masz, to świetnie, ale jeśli twoje koleżanki lub partner nie lubią gór, to wyrusz sama. Zobaczysz, jakie niespodzianki odkryjesz w sobie, i na pewno nie pożałujesz!

Joanna Budzyk selfie w górach
Od czego zacząć wędrowanie po górach? Po prostu wyjść z domu i chodzić!

Czy takie szwędanie się po górach rzeczywiście jest zajęciem dla każdego, czy jednak widzi tu Pani pewne ograniczenia i przeciwwskazania?

Jest to hobby dla każdego. Nawet osoby o ograniczonej motoryce znajdą szlaki dla siebie. Wystarczy lubić spacerować. 

Uważam, że skoro ja chodzę i zdobywam nawet trudne szlaki, to każdy może. Mam nadwagę i bardzo przeciętną kondycję, ale słucham swojego ciała.

Wiem, że pewnym ograniczeniem na bardziej eksponowanych szlakach jest lęk wysokości. Ja go na szczęście nie mam. Warto sprawdzać na blogach górskich, jak wygląda szlak, zanim się na niego wybierzemy. Wówczas nie będzie niespodzianki, choć w Polsce dotyczy to właściwie tylko Tatr.

Pani przygotowuje się w ten sposób do swoich wędrówek?

Na początku mojej przygody z górami przygotowywałam się do wypraw, czytając blogi z wpisami o danej trasie. Ale większość autorów tych blogów poszła dalej: wspinaczki, szczyty poza szlakiem, Korona Tatr, Europy, Świata…

Ich trasy stawały się coraz trudniejsze, dłuższe, dalsze. Gdy uznałam, że to nie dla mnie, przestałam do nich zaglądać…

…i postanowiła Pani założyć własny blog!

Dokładnie! Brakowało mi takich „normalnych”, górskich zapaleńców, którzy szukają wokół siebie pięknych miejsc, gdzie ja też mogłabym pójść. Postanowiłam trochę wypełnić tę lukę.

Poza tym blog to taki mój pamiętnik. Lubię social media, ale tam posty giną w zalewie innych. Nawet moich własnych postów nie potrafię odnaleźć po kilku latach! Na blogu mogę odtworzyć każdą wycieczkę i przypomnieć sobie nie tylko trasę czy widoki, ale przede wszystkim uczucia, jakie mi wówczas towarzyszyły.

Joanna Budzyk górskie widoki
Blog to mój pamiętnik. Mogę odtworzyć każdą wycieczkę i przypomnieć sobie nie tylko trasę czy widoki, ale przede wszystkim uczucia, jakie mi wówczas towarzyszyły.

Oczywiście, są tam niezbędne wskazówki topograficzne, by ruszyć moim śladem, ale piszę głównie o emocjach.

Muszę przyznać, że podczas lektury Pani wpisów te emocje również mi się udzielają.

Miło mi to słyszeć.

Często w samotnych wędrówkach brakuje mi kogoś, komu mogłabym powiedzieć: popatrz, jak tu ładnie! Dzieląc się szczęściem, pomnażamy je.

Dzięki social mediom poznałam sporo osób. Z niektórymi z nich czasami spędzam dzień na wspólnej włóczędze. Żałuję, że nie mieszkamy blisko.

Kiedyś bałam się, że nie starczy mi życia, by zobaczyć to, co chcę

Czy w miarę, jak Pani dojrzewa, dojrzewają też Pani wędrówki? Czy włóczęga dzisiaj różni się od tej sprzed 10 lat?

Oj, tak! Wszystko się zmieniło. [śmiech]

10 lat temu spędzałam całe dnie na poznawaniu szlaków na forach górskich, studiowałam poziomice i miejsca widokowe. Stawiałam sobie cele, podchodziłam do wędrówek zadaniowo, bez odpuszczania. Wychodziłam o 4 rano i wracałam po 16 godzinach, często wyczerpana, chociaż zawsze szczęśliwa. Bałam się, że nie starczy mi życia, by zobaczyć to, co chcę.

A teraz?

Teraz idę na szlak, jak do domu. Cieszę się samą wędrówką. Nie muszę dojść do celu, który wyznaczyłam – ważna jest droga i przyjemności, jakie niesie.

Joanna Budzyk wędrówka na luzie
Nie muszę dojść do celu, który wyznaczyłam – ważna jest droga i przyjemności, jakie niesie.

Lubię wracać w te same miejsca, bo niby te same, a jakże inne za każdym razem. Zdarza mi się wyjść w południe na kilka godzin albo wieczorem tylko po to, by załapać się na zachód słońca. Odpuściłam sporo.

Skoro więc chodzi Pani w te same miejsca, to z pewnością ma Pani swoją prywatną listę must see. Czyli takie zakątki w górach, które są najbardziej warte odwiedzenia. Gdyby miała Pani wskazać 3 najbardziej urokliwe, to na co by się Pani zdecydowała i dlaczego?

To bardzo trudne pytanie, bo mam sporo miejsc, które uważam za szczególnie urokliwe. Ale skoro mają być trzy, to niech będą to właśnie te moje ulubione.

Po pierwsze – Babia Góra. Zakochałam się w niej od pierwszego wejścia, mam dla niej osobne miejsce w sercu. Odkąd zaczęłam chodzić po górach, przyciągała mnie jej charakterystyczna sylwetka. Mam wrażenie, że łączy nas szczególna więź, a przyciągnął mnie tam pewien człowiek, który zmarł na Babiej 14 kwietnia w dzień moich urodzin – choć innego roku. Będąc tam, zawsze odwiedzam jego symboliczny grób pod szczytem.

Po drugie – Wysoki Wierch w Pieninach. Można stamtąd podziwiać jedne z najpiękniejszych widoków, jakie znam. Najwspanialsze zachody słońca, panorama na całe pasmo Tatr, ławeczki… Po prostu petarda, a wejście od strony słowackiej jest tak łatwe, że nawet małe dziecko da radę! Po zachodzie słońca jest akurat tyle czasu, żeby przed nocą zejść do Przełęczy pod Tokarnią na parking.

I po trzecie – Zielony Staw Kieżmarski. Całe Tatry są oszałamiające, ale są w nich miejsca naprawdę wybitne. Jestem tam często, ale na zawsze zapamiętałam ten pierwszy raz, kiedy stałam nad brzegiem jeziora, a serce waliło mi z zachwytu. Tatrzańskie kolosy tworzące koronę, a ja w samym jej środku. W dodatku jest to bardzo prosty szlak, dostępny dla każdego.

Idźmy więc dalej. Czy jest jakieś miejsce, w którym jeszcze Pani nie była, a do którego chciałaby Pani niebawem dotrzeć?

Od lat marzę, by zobaczyć z perspektywy doliny Matterhorn z przepięknym jeziorem pod nim. Nie wiem, kiedy ani jak, ale wierzę, że to marzenie się spełni. Poza tym chciałabym dokończyć Główny Szlak Beskidzki, ale powoli, z uważnością, bez pośpiechu.

Marzę też o zobaczeniu parków narodowych w USA. I wreszcie jest najbardziej nieprawdopodobne, ale cały czas aktualne marzenie – zobaczyć Himalaje i przejechać się Karakorum Highway.

Czyli jednak sięgamy daleko i wysoko.

Nie do końca. Nie myślę o wspinaczce na dachy świata, ale móc je podziwiać z dołu byłoby spełnieniem marzeń.

Polka50plus.pl – zaproszenie do Rozmów Polki

To też może cię zainteresować:

2 komentarze

  1. Pięknie to wyszło. Bardzo dziękuję za ten wywiad. Mam nadzieję że będzie inspiracją dla innych kobiet.

    • Katarzyna Laskowska pisze:

      To była taka rozmowa, po której chce się po prostu wyjść z domu. Założyć wygodne buty, wziąć butelkę wody, mieć pod ręką telefon (nie do gadania, a do fotografowania!) i ruszyć przed siebie. Zrozumiałam, że to o drogę chodzi, a nie o jej cel. Bardzo dziękuję za to wirtualne spotkanie. <3

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *