Rękodzieło pomaga mi walczyć z chorobą, daje wewnętrzny spokój i pozwala opowiedzieć moją historię
Czy rękodzieło może być sposobem na życie? Hobby? Metodą radzenia sobie z chorobą?
Po rozmowie, którą zaraz przeczytasz, nie pozostanie ci nic innego, jak na wszystkie te pytania odpowiedzieć: tak.
O terapeutycznej roli rękodzieła napisano już wiele. Ale nic nie przemawia do wyobraźni bardziej niż osobiste doświadczenia ludzi, którzy poznali tę cudowną, uzdrawiającą moc.
Przeglądając zdjęcia na Instagramie, trafiłam pewnego dnia na profil Anety Kapeli.
Jej wyczarowane sznurkiem makramy, anioły i lampiony w stylu boho zrobiły na mnie piorunujące wrażenie!
Postanowiłam podpytać ją o jej pasję – bo przecież bez pasji te cuda by nie powstały. Ale już po kilku chwilach okazało się, że rękodzieło jest dla Anety czymś znacznie więcej niż pasją. Zawładnęło nią całkowicie!
Zresztą – przeczytaj sama!
Musiałam zrobić dekoracje na wesele córki i… zakochałam się w rękodziele!
Kasia Laskowska: Sznurki przejęły kontrolę nad Pani życiem. Wiem, że pasję do wyplatania odkryła Pani w sobie niedawno. Jak to było dokładnie?
Aneta Kapela: Zaczęło się cztery lata temu, od dekoracji na wesele mojej córki. Same postanowiłyśmy stworzyć ozdoby na dwa duże tarasy. Kupiłyśmy mały lampion w Pepco i nagle zrodził się pomysł, żeby te dekoracje były w stylu boho.
Ten lampion to był tak naprawdę słoik połączony ze sznurkami. Wtedy mnie olśniło: przecież ja sama mogę zrobić takie ozdoby!
No ja nie wiem… Ja bym chyba nie potrafiła.
Ja w latach szkolnych uczęszczałam na zajęcia z robótek ręcznych, na których robiliśmy kwietniki, torby… Wystarczyło tylko przypomnieć sobie podstawowy wzór splotu.
Z pomocą przyszedł mi również YouTube, na którym znalazłam wiele inspiracji do wzorów lampionów. Uczyłam się wszystkiego od nowa, poznawałam różne rodzaje sznurka. I tym sposobem powstało około 50 lampionów i wiele innych dekoracji.
I co na to wszystko goście weselni?
W tamtym czasie makrama nie była tak bardzo popularna. Wiele osób pierwszy raz się z tym spotkało, aczkolwiek odbiór był pozytywny.
Dekoracje się spodobały, a ja uświadomiłam sobie, że to fajny sposób na spędzenie czasu. Znalazłam nowy pomysł na siebie i tak oto narodziła się moja pasja, która trwa do dziś.
Na swoim profilu na Instagramie napisała Pani, że przez tę nową pasję zaczęło brakować czasu na książki, jogę… Czyli wpadła Pani po uszy!
Oprócz lampionów chciałam tworzyć coś nowego, coś innego. Bardzo podobały mi się mandale, ich forma, wzory, sploty. Tym bardziej, że mało ich było na rynku rękodzielniczym. Dużo ich wtedy zrobiłam.
A potem przyszła pandemia. Byliśmy pozamykani w domach, nasze życie towarzyskie znacznie się ukróciło, więc wykorzystałam ten czas na szkolenie się w makramie.
Czym właściwie jest makrama? Co takiego jest w tym wyplataniu, że tak to Panią pochłonęło?
Makrama jest znana od starożytności. To sztuka umiejętnego wiązania sznurka bez użycia specjalnych narzędzi. Wystarczą tylko sprawne dłonie i wyobraźnia, żeby tworzyć lampiony, torebki, kwietniki, mandale, itp.
W makramie chodzi o to, aby cały czas się uczyć, starać się być coraz lepszym i czerpać przy tym przyjemność.
To właśnie Panią przekonało?
Tak. Ale jest coś jeszcze. Rękodzieło pomaga mi w walce z chorobą.
Z chorobą?
Mało kto wie, że od 19 lat choruję na stwardnienie rozsiane. Wiadomo, z czym wiąże się ta choroba.
Ja mam łagodny przebieg SM, poza tym akurat w moim przypadku choroba została bardzo szybko wykryta, więc nie zdążyła zrobić poważnego spustoszenia w moim organizmie. Jestem cały czas pod kontrolą lekarzy i uczestniczę w programie zapewniającym odpowiednie leczenie.
Domyślam się jednak, że początki były trudne…
Oczywiście. Były ciężkie, ale przy pomocy rodziny udało mi się oswoić z tą chorobą. Wiele osób z mojego otoczenia nawet nie wie, że na nią choruję.
Czyli rękodzieło jest dla Pani również formą terapii?
Zgadza się. Tworzenie rzeczy własnymi rękami wymaga myślenia i kreatywności, co może stymulować umysł i poprawiać funkcje poznawcze. Dla osób z SM, które mogą mieć problemy z pamięcią, koncentracją lub innymi funkcjami poznawczymi, praktyka rękodzieła może być pomocna w utrzymaniu umysłu w dobrej kondycji.
Ćwiczenia manualne mogą pomóc w poprawie koordynacji ruchowej i motoryki osób z SM. Regularna praktyka może wzmacniać mięśnie, zwiększać gibkość i poprawiać precyzję ruchów, co może być szczególnie korzystne dla osób z problemami neurologicznymi.
Dlatego cieszę się, że nawet w tym wieku odkryłam w sobie coś, w czym mogę się spełniać i wyrażać swoje emocje.
Czy to tylko pasja, czy również sposób na zarabianie?
Dzień bez sznurka dniem straconym! To moja pasja, wręcz uzależnienie. Ale skłamałabym, mówiąc, że nie cieszy mnie, kiedy moje prace znajdują swoje nowe domy i że są osoby, które doceniają to, co robię.
Tak naprawdę kupując rękodzieło, spełniasz moje marzenia, a w zamian otrzymujesz produkt, który ma duszę, bo został stworzony z pasji. Moje warkocze, wzory to fragmenty mojej historii, którą mogę przekazać dalej.
Anioły przyszły niespodziewane i wkrótce rozpętało się prawdziwe aniołowe szaleństwo!
Czy z talentem do takiego rękodzieła trzeba się urodzić? A może można się tego nauczyć?
Projektowanie wymaga pewnej dozy artyzmu, którą trzeba mieć we krwi. Wszystko inne da się wypracować.
Ja jednak nie uważam się za żadną mistrzynię makramy. Jestem raczej na początku pewnej drogi, która wymaga dużo pracy i treningu.
Jak powstają Pani projekty?
Preferuję szkołę improwizacji i właściwie każdy mój projekt ze sznurka jest spontaniczny, a wzory powstają w trakcie tworzenia . Swoich prac nigdy nie przelewam na papier, ale zawsze trzymam się podstawowych zasad i jestem pewna, że efekt końcowy będzie odpowiedni.
Czyli każdy Pani projekt jest niepowtarzalny?
Zgadza się: u mnie nie ma dwóch jednakowych makram, mandali, lampionów.
Czym się Pani inspiruje?
Chyba dla każdego współczesnego rękodzielnika skarbnicą pomysłów jest Pinterest. Oczywiście chodzi tutaj właśnie o inspirację, a nie o kopiowanie.
Moje pomysły przychodzą same z siebie albo też na potrzeby klienta. Jak choćby w przypadku parzenicy…
Parze… czego?
Parzenicy, czyli takiego ozdobnego ornamentu na góralskich spodniach. [śmiech] Jedna z pań poprosiła mnie o stworzenie takiej właśnie parzenicy połączonej z makramą.
WOW!
Wachlarz też jest moim projektem, od podstaw przeze mnie wymyślonym. Klientowi pozostawiam wybór koloru sznurka, rodzaju splotu i dodatków. W ten sposób powstają indywidualne projekty.
Kim są Pani klienci? Dla kogo tworzy Pani swoje prace?
Moje prace są tak różnorodne, że mogą być przeznaczone dla każdego: od maluszka po dorosłe osoby. Przykładem są moje anioły, które robię nie tylko dla małych dzieci, ale i dla całych rodzin.
Proszę powiedzieć więcej o tych aniołach. Mimo że tworzy Pani makramy, mandale, lampiony i liście, to specjalizuje się Pani właśnie w aniołach. Dlaczego postawiła Pani właśnie na nie?
Anioły przyszły niespodziewanie. Zawsze podziwiałam je u innych rękodzielniczek, ale nigdy nie planowałam ich robić. Do czasu, kiedy znajoma poprosiła mnie o wykonanie dla niej takiego anioła na prezent komunijny.
Oczywiście nie odmówiłam, choć nie wiedziałam, z czym przyjdzie mi się zmierzyć. Proszę mi wierzyć, że zrobienie mandali czy makramy jest dla mnie niczym w porównaniu do stworzenia takiego aniołka!
Jak to?
Jest to proces wymagający dużo cierpliwości i wytrwałości. Po tym jednym aniołku przyszły zlecenia na następne. I tak zaczęło się istne aniołowe szaleństwo!
Wietrzę w tym zajęcie na długie godziny…
Oj, tak. Każdy anioł jest efektem wielu godzin pracy, staranności i zamiłowania do detali. Każdy personalizowany anioł niesie ze sobą moją radość tworzenia i cichą nadzieję, że zagości w sercach i domach, przynosząc harmonię i spokój ducha.
Czyli jednak nie są to tylko ozdoby. Jest w tym głębszy, symboliczny sens.
Tak. Anioł to nie tylko sznurki i supełki. To opowieść spleciona z marzeń, to kawałek mojej codziennej ucieczki w twórczość.
Mój umysł wciąż jest młody, a ja czuję się panią swojego życia
Pięknie powiedziane! Skoro jednak pasja pochłania tyle czasu, to jak godzi ją Pani z codziennymi obowiązkami? Czy rękodzieło to Pani jedyne zajęcie?
Bynajmniej. Pracuję jeszcze na pełnym etacie w sklepie z bielizną damską i męską. Lubię swoją pracę i kontakt z ludźmi, ale w związku z tym tylko wieczorami mogę oddać się swojej pasji.
To rzeczywiście musi być miłość! [śmiech]
Ciężko jest pogodzić pracę na etacie z rękodziełem. Traktuję to bardziej jako pasję niż zarobek.
Z drugiej strony, dzieci już mam odchowane, mieszkają na swoim. Mąż jest bardzo wyrozumiały i cierpliwy, a przy tym bardzo pomocny przy sznurkach. Wyspecjalizował się w rozplątywaniu moich nieudanych prac. [śmiech]
Mam duże wsparcie i doping wśród moich najbliższych. Jestem im za to bardzo wdzięczna.
Myślę, że nieprzypadkowo wspomniała Pani o tym, że ma Pani dorosłe, samodzielne dzieci, dzięki czemu znalazł się czas na realizowanie pasji i dodatkowe zajęcie. Dojrzałe kobiety, z którymi rozmawiam, często tak właśnie definiują swoją dojrzałość: nareszcie mam czas! Czy oprócz tego, że ma Pani przestrzeń na nowe wyzwania, zauważyła Pani jeszcze jakieś zmiany po ukończeniu 50 lat?
Chyba nie, świat jest dla mnie taki sam. Mój umysł wciąż jest młody, sprawny i potrafi dostrzec uroki codzienności.
Nie rezygnuję z wiedzy, z nowych doświadczeń. Mam świadomość, że to ja jestem panią swojego życia. Wiem, że tylko ode mnie zależy, jak postrzegają mnie nie tylko ludzie, ale ja sama.
Czy do aktywności na Instagramie też Pani dojrzała niedawno?
Instagram założyłam dużo wcześniej. Był to luźny profil z ładnymi zdjęciami. Z czasem przerodził się w sznurkiem_czarowanie.
Co daje Pani działalność w social mediach? Wykorzystuje Pani profil do promocji swojej działalności czy może chodzi o bycie częścią wspólnoty?
Jedno łączy się z drugim. Zależy mi na budowaniu zaangażowanej społeczności, która wspomaga, wspiera, dzieli się swoim życiem i pomysłami. W ten sposób poznaję swoich odbiorców i ich potrzeby oraz spełniam ich marzenia.
Nie boi się Pani konkurencji? W internecie jej chyba nie brakuje…
Mam wokół siebie bardzo dużo rękodzielniczek, ale mamy świetny kontakt. Dzielimy się pomysłami i inspiracjami, okazujemy sobie dużo wsparcia. Nie ma między nami rywalizacji, bo każda jest dobra w swojej dziedzinie.
Jakie ma Pani plany związane ze swoją marką na najbliższy czas?
Rękodzieło zrobiło się bardzo modne, więc jeśli tylko będzie na to popyt, ja ze sznurka nie rezygnuję. To, co robię, zdecydowanie mi wystarcza, nie robię jakichś wielkich planów.
Dzielenie się moją pasją to dla mnie prawdziwa radość. To proces pełen spokoju i relaksu. Mam nadzieję, że moje prace przynoszą innym tyle samo uśmiechu, co mnie podczas ich tworzenia.
Będę sznurkiem czarowała na pewno tak długo, jak długo sprawne będą moje ręce.
Proszę nas zatem czarować jak najdłużej! Dziękuję za rozmowę.
Wspaniały artykuł. Piękna, mądra kobieta o wielkim talencie.
Dziękujemy za ten komentarz. Nie możemy się z nim nie zgodzić – poznanie Anety i rozmowa z nią były wielką przyjemnością!