Ile trzeba zapłacić za marzenia? Recenzja książki „Zośka. Dopóki biło serce”

Marzenia o wyjeździe ze wsi

Książce „Zośka. Dopóki biło serce” poświęciłam dwa wieczory. Wieczory, które spędziłam w towarzystwie wyrazistych (czasem aż za bardzo!) postaci, tradycji polskiej wsi, ludzkich dramatów i marzeń. Poza tym po raz kolejny miałam okazję przekonać się, że życie pisze najbardziej nieprawdopodobne scenariusze!

Szukasz lektury na jesienny wieczór? „Zośka” Anny Stryjewskiej może być świetną kandydatką.

Zośka – niby swoja, a jednak jakaś obca

Osiemnastoletnia Zosia Martin mieszka z rodzicami i młodszą siostrą na wsi. Są lata 60-te XX wieku, a głównymi wartościami, jakimi kierują się członkowie społeczności, z której wywodzi się główna bohaterka, są tradycja i ciężka praca.

Życie toczy się swoim rytmem dyktowanym głównie przez pory roku i kapryśną aurę. Codzienność mieszkańców wsi to obowiązki na gospodarstwie, opieka nad zwierzętami i praca w polu, choć równie ważne jest godne kultywowanie tradycji, np. przygotowanie do kolejnych świąt.

Podejście do tej kwestii nie jest jednak wolne od typowej dla takich środowisk hipokryzji: często zrobienie wrażenia na sąsiadach i dalszych członkach rodziny jest ważniejsze niż poprawa relacji z najbliższymi czy dbanie o rozwój duchowy.

Zośka, mimo że wychowała się w takim świecie, zauważa jego wady i nie potrafi znaleźć w nim dla siebie miejsca. Marzy o projektowaniu mody, co w oczach jej surowej matki jest niedorzecznością i fanaberią. Pewne wsparcie i zrozumienie znajduje w samotnej, skrzywdzonej przez życie ciotce oraz w ojcu, który wydaje się tak samo pogubiony jak jego starsza córka – nie potrafi ułożyć swoich relacji z żoną, wiele do życzenia pozostawia też jego zmysł przedsiębiorcy, bo podjęte przez niego nietrafione decyzje sprowadzają na rodzinę poważne kłopoty finansowe.

Zośka najsilniej jest związana ze swoją siostrą Jadzią, zastępując jej matkę i oferując czułość, której w domu z pewnością brakuje.

Towarzyszymy Zośce w zmaganiach z codziennymi obowiązkami, obserwujemy moment, gdy podejmuje pracę zarobkową, podglądamy pierwsze rozterki miłosne i fascynację tajemniczym Kostkiem, a także trzymamy kciuki za jej marzenia i kibicujemy, gdy przytrafiają jej się dobre, a zwłaszcza złe rzeczy.

Cały czas pozostajemy też zanurzeni w tej fascynującej społeczności, której członkowie są właściwie pełnoprawnymi bohaterami powieści. Ich zachowanie i losy są nierzadko powodem wzruszeń, ale potrafią też oburzać, a nawet wzbudzać niechęć u czytelnika. Na pewno nie można przejść obok nich obojętnie.

Naiwna historia, która zaskakuje

„Zośka. Dopóki biło serce” to pierwszy tom cyklu o losach głównej bohaterki, którego autorką jest Anna Stryjewska. Zawodowo związana jest z Łodzią, gdzie prowadzi biuro nieruchomości, a pisaniem zajmuje się w czasie wolnym. Owocem tego twórczego hobby jest już kilka powieści, w tym „Chłopiec z ulicy Wschodniej” – poruszająca historia doświadczonego przez życie Gabriela z ubogiej łódzkiej dzielnicy.

„Zośka” to również opowieść o losach jednej bohaterki, która została wkomponowana w portret hermetycznej społeczności – z wszystkimi jej wadami. Muszę przyznać, że rzeczywistość, w której żyje dziewczyna, perypetie mieszkańców jej wsi, kalejdoskop postaci i przekrój przez wiejską obyczajowość momentami budziły we mnie nawet większe emocje niż przygody tytułowej Zośki.

Autorka bardzo skrupulatnie odtworzyła polskie tradycje świąteczne, a także zadbała o szczegółowe opisy prac gospodarskich, takich jak żniwa czy hodowla zwierząt. Dzięki temu czytelnik przygląda się im jak na obrazku, czuje trud bohaterów, zapach przyrządzanych potraw, chłód zimy i gorący podmuch lata.

Życie na wsi

Jest realistycznie i intrygująco. Dla współczesnego czytelnika rygorystyczne przestrzeganie obyczajów i światopogląd z połowy XX wieku to nierzadko egzotyka.

Powieść ma jednak swoje słabsze strony. Przewijające się w niej postaci są przeważnie czarno-białe. Trochę tak, jakby autorka z góry założyła, z kim czytelnik ma sympatyzować, a kogo nie powinien polubić. Zdarzają się oczywiście próby łagodzenia wizerunku – czasami, poznając przeszłość bohatera, nasz stosunek do niego nieco się ociepla i zaczynamy patrzeć na niego przychylniej, ale w wielu przypadkach to nie pomaga.

Można odnieść wrażenie, że w „Zośce” są po prostu postaci z gruntu dobre (jak Zośka czy jej ciotka) i złe (jak jej matka czy teściowa). Szarości jest znacznie mniej – najlepszym przykładem jest ojciec Zosi, Stanisław.

Przeszkadzała mi również swego rodzaju niekonsekwencja. O ile autorka zadbała, aby opisać polskie tradycje i obyczaje z należytą starannością, o tyle zaskoczył mnie brak dbałości o formę. Celina Martin, matka Zosi, kobieta skupiona na pracy, oschła, prosta i bezpośrednia, opowiedziała córkom historię swojego brata Kazika. Sama opowieść była bardzo przejmująca (żeby nie powiedzieć: mrożąca krew w żyłach), ale język, jakiego użyła Celina był po prostu… zupełnie nie jej! Literacki i dopracowany – absolutnie do Celki nie pasujący. I takich potknięć było kilka.

Na koniec jeszcze jeden mały zgrzyt. Niektóre wątki wydały mi się mocno nierzeczywiste, zwyczajnie naiwne. Pierwsze spotkanie Zośki i Kostka wywołało na mojej twarzy uśmiech politowania, a w głowie rozbrzmiewało jedno: „To nie mogło się zdarzyć!”

Na ostatniej stronie autorka pożegnała się jednak takimi słowami: „Szczególne podziękowania dla Jadwigi Gerszon – za jej żywe wspomnienia z czasów dzieciństwa oraz wczesnej młodości, liczne podpowiedzi i wskazówki, dzięki którym odtworzenie tej historii stało się możliwe.” Czyli jednak najbardziej zaskakujące jest samo życie.

W przygotowaniu jest już drugi tom: „Zośka. Przepustka do szczęścia”. Czekamy!

Zośka. Dopóki biło serce – okładka„Zośka. Dopóki biło serce”
Anna Stryjewska
Wydawnictwo Szara Godzina
Katowice 2020
Ocena:
ocena 4 na 5

To też może cię zainteresować:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *