Balsam do ust TISANE

Foto: KL
Balsam czy pomadka ochronna do ust to obowiązkowy element wyposażenia kosmetyczki większości z nas. I to właściwie bez względu na wiek, płeć czy porę roku – usta wymagają zabezpieczenia zarówno w trakcie mrozów, jak i podczas upałów. Tylko co wybrać, żeby mieć pewność, że zadziała?
Nasza Czytelniczka przetestowała dla was balsam do ust TISANE i szczerze, bez ogródek zdradziła, co jej się podobało, a co nie. Jej opinię przedstawiamy poniżej!
Test przeprowadziła: Olga, 51 lat
Co obiecuje producent?
Balsam wygładza, nawilża i odżywia szorstkie, spierzchnięte usta. Regeneruje naskórek uszkodzony wskutek działania czynników atmosferycznych, otarć oraz opryszczki. Chroni usta przed wysuszeniem oraz niekorzystnym wpływem mrozu, wiatru, deszczu i słońca.
Zalecany do codziennej pielęgnacji ust. Szczególnie wskazany do stosowania jako ochrona ust skłonnych do wysuszania, pierzchnięcia, pękania i uszkodzeń. Bardzo przydatny podczas przeziębień lub opryszczki jako środek regenerujący, odżywiający i nawilżający delikatny naskórek ust.
Składniki aktywne: ekstrakty ziołowe z melisy, jeżówki i ostropestu, miód, wosk pszczeli, olej rycynowy, olej z oliwek, witamina E.
Za co go polubiłam?

Foto: KL
Balsam jest dostępny pod dwiema postaciami: w słoiczku i w sztyfcie. Ja miałam ten drugi. Nie lubię balsamów do ust w słoiczku, bo uważam, że wkładanie do nich palców np. w autobusie, żeby posmarować usta, jest bardzo niehigieniczne. W końcu nie myjemy wcześniej dłoni! Pomadka w sztyfcie jest praktyczniejsza.
Kosmetyk ma bardzo zbitą konsystencję, przez co jest wydajny i starcza na naprawdę długo. Przy codziennym stosowaniu – na dwa miesiące albo i na dłużej. Ja zaczęłam go stosować jesienią i w tej chwili jestem w trakcie drugiego opakowania.
Balsam ma przyjemny, lekko pudrowy albo kremowy zapach, a przy tym nie ma specjalnie smaku. Nie barwi ust, może delikatnie je rozjaśnia, ale zupełnie mi to nie przeszkadzało. Pewnie dlatego zgodnie z propozycją producenta mogą go stosować także mężczyźni. Pozostawia lekko perłowy połysk, co wygląda bardzo naturalnie i elegancko. Co ciekawe, nie warzy się w kącikach ust, co miało miejsce przy niektórych tego typu produktach i zawsze strasznie mnie denerwowało.
Mam problem z pierzchnięciem ust zimą i sprawdzają się u mnie produkty bogate, treściwe. Muszą być tłuste, nie tylko nawilżające. Balsam TISANE spisał się doskonale. Poradził sobie z pieczeniem, suchymi skórkami, szorstkością. Usta po aplikacji długo pozostawały gładkie i natłuszczone. Cały czas były lekko lepkie, ale nie tak jak po błyszczyku, więc ja nie uważam tego za wadę. Nie miewam problemów z opryszczką, więc nie wypowiem się, czy przy tej dolegliwości kosmetyk jest skuteczny.
Produkt nie jest drogi. Za sztyft zapłaciłam w aptece ok. 11 zł.
Co mi przeszkadzało?
Choć ja niespecjalnie się tym przejmowałam, niektórzy mogą uznać, że konsystencja produktu jest zbyt zbita. Sztyft jest po prostu bardzo twardy i trzeba go mocno docisnąć do ust, żeby zaaplikować produkt. W trakcie silnych mrozów, gdy pomadka przemarzła w torebce, bywało to jeszcze trudniejsze.
Wiem też, że są osoby, które nie lubią lepkiej warstwy na ustach – wolą taką bardziej tłustą, śliską. Wówczas film pozostawiony przez balsam TISANE może być dla nich niezbyt przyjemny.
Podsumowanie