Sławek Gortych i jego kryminały z Karkonoszami w roli głównej

Wywiad Estery Laskowskiej ze Sławkiem Gortychem dla portalu Polka50plus.pl

Sławek Gortych to pisarz, który połączył miłość do gór z miłością do tajemnic i napisał doskonałe książki. Po ich przeczytaniu twoim jedynym marzeniem będzie jechać w Karkonosze i zobaczyć miejsca, które opisał w „Schronisku, które przestało istnieć” i „Schronisku, które przetrwało”. 

Kiedy byłam w tamtym roku w Karkonoszach i zobaczyłam w schronisku na Szrenicy plakat promujący książkę Sławka Gortycha, pomyślałam, że może warto po nią sięgnąć. Kilka tygodni później moja górska przyjaciółka Marta opowiadała mi o niej, bo na karkonoskich grupach na Facebooku ciągle o niej piszą. Kiedy w końcu dostałam ją do rąk, przepadłam.

Czytałam z wypiekami na twarzy, dopingując głównego bohatera, i marzyłam o tym, aby iść na Śnieżne Kotły zimą, tak jak w powieści. Marzenie się spełniło i poszliśmy tam naszą górską grupą w taką śnieżycę, nie udało się do nich dojść. Ale i tak było warto.

Spotkanie z pisarzem było więc dla mnie podwójnie miłe, ponieważ nie dość, że jestem fanką jego twórczości, to także zostałam fanką tego przemiłego i niezwykle ciekawego człowieka.

Zapraszam cię na rozmowę, z której dowiesz się, jak przyszły stomatolog staje się pisarzem, jak długo pisze się książkę i jakie metody pracy ma Sławek oraz jakim cudem udało mu się wydać te książki.

Student stomatologii, który został pisarzem

Estera Laskowska: Jak to się stało, że student stomatologii został jednym z najpoczytniejszych młodych pisarzy w Polsce?

Sławek Gortych: Trochę pisałem już jako dziecko, ale nie było tego za dużo. Byłem wielkim pasjonatem książek „Szatan z siódmej klasy” i „Pan Samochodzik”. Czytając te książki, zawsze pytałem siebie: dlaczego żaden z tych autorów nie napisał nic o moim rodzinnym mieście Bolesławcu?

Kiedy byłem w szkole podstawowej, ogłoszono konkurs na historyczne opowiadanie o mieście Bolesławiec. Byłem wtedy w III klasie podstawówki i zgłosiłem się na ten konkurs. Moje opowiadanie miało jakieś dwie strony A4 i była to opowieść o zaginionym cennym garncu, jako że Bolesławiec to miasto ceramiki. Garnca poszukiwał tajemniczy Francuz, bo takie miałem projekcje z „Szatana …”, że jedyny tajemniczy człowiek w historii musi być Francuzem.

Tak się stało, że to opowiadanie wygrało ten konkurs, co mnie wtedy mocno zaskoczyło, bo ja nawet nie potrafiłem włączyć komputera! Robił to za mnie tato, włączył mi Worda, a ja jednym palcem wyklikałem całe opowiadanie.

Autor Sławek Gortych na tle banneru ze zdjęciem jego książki “Schronisko, które przestało istnieć”
Pierwsza powieść Sławka, czyli „Schronisko, które przestało istnieć”, odniosła niebywały sukces.

A jak z opowiadań o Bolesławcu zrodziły się opowiadania o górach?

Potem trafiłem w Karkonosze, chyba także w podobnym wieku. To był mój taki pierwszy świadomy wyjazd i tak mi się tam spodobało, że bardzo tęskniłem za górami i widokami. Wręcz płakałem w domu po powrocie, że chcę znowu w nie jechać. Jako dziecko ja bardzo przeżywałem te podróże i często płakałem, jak wracałem w wypraw. Tak właśnie wyglądało moje pierwsze spotkanie z górami.

I kiedyś przyśniło mi się, że rodzice mieli dużo pracy i powiedzieli: ty w domu będziesz się nudził, więc my cię wsadzimy w pociąg, a w Karpaczu odbierze cię taka pani, która ma pensjonat w górach i tam spędzisz dwa tygodnie. Ja byłem wtedy bardzo szczęśliwy i przeżywałem z tą znajomą różne przygody w górach.

Kiedy się obudziłem, to byłem chwilkę szczęśliwy, ale jak do mnie dotarło, że to był tylko sen, to prawdziwie się martwiłem. A chwilę potem uzmysłowiłem sobie, że ja przecież ten sen zaraz zapomnę.

Przepiękna Osada Krasne w Bukowcu zaprosiła Sławka i jego czytelników na spotkanie. A autor w jej zaciszu pisze trzecią część karkonoskiej przygody.

Co jest najważniejsze w początkach pracy pisarskiej?

U nas w kraju nie za bardzo jest jak się wykształcić na pisarza – albo to robisz, albo tego nie robisz. Są oczywiście jakieś kursy, ale wielu pisarzy których znam, tak jak ja, nie było nigdy na żadnych kursach. To się zaczyna po prostu w pewnym momencie czuć.

Najważniejsze jest to, aby wcześniej dużo czytać, przez to nabiera się doświadczenia i płynności języka. Tak ma na przykład moja siostra, która ma 16 lat, a posługuje się językiem, którego nie powstydziłby się dorosły.

Kryminały – tu wszystko musi być logiczne

Jak powstają książki? Czy masz swoją technikę pisania?

Zdecydowanie! Kryminał rządzi się swoimi prawami. To jest to, co łączy kryminał z medycyną, są jakieś ramy, w których się poruszamy. Takie ramy zachowań, dzięki którym wiesz, jaka jest ścieżka postępowania, podobnie jak są wytyczne do leczenia chorób.

Co wyróżnia zatem kryminał spośród innych powieści?

To wszystko musi być logiczne, to nie może być jakiś zlepek przypadkowych informacji, musi być ciąg przyczynowo-skutkowy. Są czarne charaktery i dobrzy bohaterowie, to są elementy tego gatunku, które ja zawsze lubiłem.

I zawsze jestem pod wrażeniem, jak wiele odcieni może mieć jeden gatunek: są takie odmiany gatunku, które emanują okrucieństwem, a są takie, jak książki Agathy Christie, w których chodzi o zagadkę, o to małe mrugnięcie okiem. Czytelnik ma być na tyle skupiony, aby ten subtelny sygnał zauważyć, ale autor w kilku miejscach go zwodzi. Dla mnie to genialne.

A od czego ty zaczynasz pisanie powieści?

Aby taką powieść zaplanować, potrzebny jest pomysł, zazwyczaj jedna scena lub wydarzenie, które mnie inspiruje.

W pierwszej książce było to niewyjaśniona zagadka spalenia schroniska Księcia Henryka i fakt zaginięcia jego właściciela i jego dwóch synów. W drugim tomie był to zamach na pociąg i wokół tego wymyśliłem sobie fabułę i próbowałem związać ją ze schroniskiem Odrodzenie. W przypadku trzeciego tomu była to historia opowiedziana przez jedną z moich czytelniczek, mówiąca o pewnym dyplomatycznym skandalu, który wydarzył się w Jeleniej Górze po II wojnie światowej, w efekcie którego zaginęła pewna rodzina i w sumie do dziś nie wiadomo, co się z nimi stało.

Wiele takich historii słyszę od czytelników, dużo też czytam i sobie myślę, że to się może nadać, ale potem nie wiem, jak wokół tego budować fabułę.

Ta pani podeszła do mnie i mówi: mam dla pana materiał na książkę. Ale ja sobie wtedy nie zdawałem z tego sprawy, co to za fascynująca historia.

Nie od razu sobie uświadomiłem, co ta pani mi odpowiedziała, dopiero po kilku dniach dotarło do mnie, że to naprawdę jest materiał na książkę i ona miała rację, tak mi tę historię przedstawiając. Minęło parę dni, ukazała mi się w głowie historia i to, jak świetnie można to powiązać z jednym ze schronisk w Karkonoszach, tj. Strzechą Akademicką.

Wtedy mi się przypomniało, że chciałem napisać zimową opowieść w Karkonoszach, przypomniały mi się też sylwestrowe zabawy sprzed kilku lat, więc pomyślałem: jedziemy do Osady Krasne i zbieramy materiał na tę powieść!

Jak z pomysłu, jednego inspirującego zdania powstaje fabuła?

Na podstawie tej inspiracji, usłyszanego zdania zaczynam budować sobie konkretną fabułę. Spisuję ją w zeszycie, ręcznie, jest to kilka, kilkanaście stron notatek. Tam zawieram mnóstwo dygresji, strzałek itp.

Kiedy mam już zarys fabuły, rozrysowuję sobie oś czasu, aby sprawdzić, czy to wszystko, co wymyśliłem, jakoś spina mi się czasowo, bo w kryminale niezwykle ważna jest chronologia.

Na tej osi sobie np. zaznaczam, że jeśli bohaterka teraz ma 70 lat, to urodziła się w 1950 roku. Jak miała 20 lat, to poznała kogoś, kto potem kogoś zabija, i zaznaczam czas tych wydarzeń.

Sprawdzam, w jakim czasie jaki bohater ma ile lat i czy to mi się zgadza. Czy tutaj można już napisać, że ktoś skorzystał z komórki, czy tutaj jeszcze nie, czy były powszechne telefony w domach, czy np. w 1947 roku funkcjonowała komunikacja miejska w Jeleniej Górze…

Pisanie takiej powieści to chyba bardzo dużo poszukiwań?

Do każdej książki robię naprawdę dokładny research. Jakiś pisarz kiedyś powiedział, że 90% researchu pozwala ci się tylko wczuć w klimat tego, o czym piszesz, a 10% trafia realnie do książki.

I niestety tak jest! Niestety, bo niekiedy sobie myślę: tyle było szukania, a potem wychodzi w książce z tego jedno albo dwa zdania. Ale to jest po to, aby poczuć ten klimat i atmosferę czasu oraz miejsca, o którym chcesz napisać.

Gdybym jeszcze zakwalifikował do researchu wycieczki po Karkonoszach, to by to były lata.

Ile czasu zajmuje ci samo pisanie?

Realnego pisania jest trochę mniej. Pierwszą powieść pisałem najdłużej, bo pisałem w trakcie studiów, z przerwami na sesje, więc pisałem głównie w wakacje. To też zawdzięczam rodzicom, bo dzięki nim nie musiałem iść do pracy i miałem naprawdę wolne i czas na pracę nad powieścią.

Ta pierwsza powieść realnie powstawała około dwa lata, później trzy lata starałem się o jej wydanie. Szybciej ją napisałem, niż wydałem.

Autor Sławek Gortych trzyma w rękach swoją książkę “Schronisko, które przestało istnieć”
Śnieżne Kotły i ich fascynującą historię poznacie na kartach powieści „Schronisko, które przestało istnieć”.

Jak wydałem swoją pierwszą książkę

Dlaczego tak długo czekałeś na publikację?

Wysłałem powieść do wydawnictwa mailem, a wiesz jak to jest… Czasem trafi do SPAMU, czasem ktoś go wyrzuci z założenia.

Nauczyłem się, że trzeba zrobić dobre pierwsze wrażenie. Jeśli czyjejś uwagi nie przykuje tytuł albo autor (bo powiedzą, że za młody albo nie z branży, bo jakiś stomatolog, więc co on mógł napisać), to mogą książkę szybko odrzucić.

Ale to nie wynika ze złej woli, tylko z tego, co uświadomiłem sobie, już pracując z wydawnictwem. Oni dostają tygodniowo kilkaset propozycji. Miesięcznie to tyle, że wydawnictwo nie jest w stanie tego przerobić, więc jeśli ktoś na pierwszym etapie stwierdzi, że to nie to, to koniec marzeń o wydaniu książki.

Tylko część powieści idzie do tzw. recenzji, czyli wydawca ma swoich recenzentów, u których zamawia ocenę książki, która wydaje mu się interesująca lub przykuje uwagę.

Czy twoja powieść trafiła w odpowiednie ręce? Miałeś to szczęście?

Z moją książką nie było tak łatwo, ale to był zbieg złych okoliczności i nietrafienie z czasem. To niezwykle ciekawa historia, która nauczyła mnie ogromu cierpliwości i tego, że o marzenia trzeba walczyć samemu! 

Moja powieść utknęła w skrzynce recenzenta, a on zmienił pracę i nikomu nie przekazał jej do oceny. Więc ja zadzwoniłem do Wydawnictwa Dolnośląskiego i mówię: ja piszę o Dolnym Śląsku, wy jesteście też stąd, to, co napisałem, nie jest tak złe, żebyście nie chcieli tego wydać. No i wtedy okazało się, że ona utknęła w tej skrzynce mailowej i gdybym się nie odezwał sam, to do dziś bym wierzył, że oni ją po prostu odrzucili.

Napisałem więc wiadomość, dzwoniłem i dzięki temu książkę w mailach odnaleźli i dosyć szybko ją zrecenzowali i odbyło się spotkanie.

Ale to był marzec 2020, kilka dni po tym, jak zamknięto moją uczelnię, już się robiło niebezpiecznie i wydawnictwo się wycofało.

Dlaczego? Przecież książka była już po recenzji?

Powiedzieli: to nie jest czas dla debiutantów. Dużym nazwiskom jest się trudno utrzymać, a pana nikt nie zna, kto pana książkę kupi, jak nawet nie pojedzie pan na spotkanie autorskie? Nie oprowadzi pan żadnej wycieczki po Karkonoszach, księgarnie są pozamykane, nie pokaże pan się nigdzie. Pan nie ma gdzie się wypromować.

Gdyby pan miał chociaż jakiegoś wielkiego bloga, coś co ludzi zaintryguje, ale pan nie ma nic.

Trochę to podcinające skrzydła, prawda?

Tak, ale faktycznie sobie to uświadomiłem, że nie mam żadnego sposobu na dotarcie do czytelnika, więc oni zawiesili temat książki na 1,5 roku. Ja przez ten czas żyłem w przekonaniu, że to się już nie uda. I pisałem drugą część, jako taką autoterapię – to było w czasie pandemii, byłem odcięty od swoich Karkonoszy. 

Ale w pewnym momencie się poddałem, bo jeszcze wysłałem wydawnictwu początek drugiego tomu i już opisaną scenę zamachu na pociąg. Ale z poczucia żalu schowałem do szuflady pierwszy i drugi tom. 

Wtedy też zacząłem pisać bloga Zagubiony w Karkonoszach, aby mieć jakiś kontakt z czytelnikiem, pokazać opowiadania o Karkonoszach, o ich historii, opisywałem rzeczy, które mnie interesowały.

I ten blog początkowo też nie budził za dużego zainteresowania, więc było mi potrójnie przykro. Uczelnia na zdalnych, w góry nie pójdziesz, schroniska zamknięte, zimno na dworze, a ja piszę blog. I pamiętam, że nalałem sobie lampkę Prosecco i myślę: zostaniesz alkoholikiem i anonimowym blogerem.

Sławek Gortych podczas spotkania autorskiego w Osadzie Krasne w Bukowcu. W tle ogród i osada.
Warto wybrać się na spotkanie autorskie ze Sławkiem, bo opowiada równie ciekawie, jak pisze.

Ostatnio znalazłem pierwszy wpis na swojej stronie, udostępniłem to wtedy chyba na grupie Tajemniczy Dolny Śląsk i napisałem, że sytuacja jest jaka jest, w góry nie pójdziemy, ale może ktoś ma ochotę co piątek poczytać o Karkonoszach i ich tajemnicach. I wtedy cieszyłem się z każdego komentarza, że ktoś przeczytał to, co napisałem. 

A wracając do książki, to dopiero w 2021 roku zimą podpisałem umowę na wydanie powieści, czyli po ponad 2 latach od wysłania jej do wydawnictwa. A potem zaczęła się wojna w Ukrainie, podrożał papier i powiedzieli, że wydanie debiutanta stoi pod znakiem zapytania. Ja już wtedy byłem gotowy palnąć sobie kulkę w łeb.

Co ciekawe, pisanie drugiej książki przerwałem w momencie, kiedy główna bohaterka utknęła w bardzo nieprzyjemnym miejscu i było mi przykro, że ona trzy lata siedziała uwięziona w tym miejscu, a książka w szufladzie.

I kiedy udało się wydać pierwszy tom i wróciłem do pisania tego drugiego, to byłem szczęśliwy, że mogłem Justynę stamtąd uwolnić i że może przeżyć swoją przygodę do końca.

Jednak pierwsza książka to jest ogromna szkoła cierpliwości. Mam taką karteczkę nad biurkiem, na której jest napisane: „Cierpliwość otwiera przed człowiekiem każde drzwi”.

Czy zaskoczył cię sukces?

Zaskoczył, zdecydowanie! Mnie i wydawcę, nikt się nie spodziewał, że powieść o Karkonoszach zdobędzie swoich czytelników.

Książka była polecana na górskich grupach, dużo się o niej mówiło w środowisku turystycznym, ale najbardziej cieszą wierni czytelnicy.

Moje ukochane Karkonosze

Akcje twoich powieści rozgrywają się w twoich ukochanych Karkonoszach. Jakie jest twoje ulubione miejsce w górach?

Jak powiem, że Schronisko Księcia Henryka, to obrażą się fani Odrodzenia, jak powiem, że Odrodzenie, to w drugą stronę.

Jest dużo miejsc, które lubię, bo z wieloma miejscami wiążą mnie jakieś dobre wspomnienia, i trudno byłoby wybrać jedno miejsce.

Strzechę Akademicką lubię ze względu na wspomnienie tych sylwestrów, Odrodzenie za wiele pięknych wędrówek, które tam odbyłem z przyjaciółką Julią, która mnie namówiła na napisanie tej pierwszej książki.

To właśnie ona w czasie tych wędrówek mi mówiła: rób to, to jest fajne. To była pierwsza osoba, która mnie do tego namawiała, może dlatego to Odrodzenie jest takie szczególne. Szrenica jest dla mnie ważna, bo to było pierwsze schronisko, do którego trafiłem w górach, pierwszy nocleg w górach.

Twój blog ma nazwę Zagubiony w Karkonoszach. Powiedz, proszę, jak się człowiek zagubi w Karkonoszach, to co może odnaleźć?

Jak już się w nich tak dobrze zagubi, to taki wewnętrzny spokój.

P.S. Już niedługo na naszych mediach społecznościowych do wygrania będą 3 komplety książek Sławka, które podpisał specjalnie dla naszych czytelniczek!

A w międzyczasie zapraszamy was na blog Sławka Gortycha Zagubiony w Karkonoszach. Miłego czytania i do zobaczenia w Karkonoszach!

Polka50plus.pl – zaproszenie do Rozmów Polki

To też może cię zainteresować:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *