Rozstałam się z korporacją i w wieku 47 lat zostałam trenerką personalną i dietetyczką. Ja zmieniłam zawód, a teraz pomagam innym zmieniać życie
Zastanawiałaś się, kiedyś, co byś zrobiła, gdybyś nagle straciła pracę?
Znalazłabyś inną? Podobną?
A może chciałabyś robić coś zupełnie innego?
Tylko czy znalazłabyś w sobie odwagę, żeby się przebranżowić? Zwłaszcza w dojrzałym wieku?
Dojrzałe kobiety nie mają lekko na rynku pracy. To jest fakt. Z absurdalnych powodów stają się dla rekruterów i potencjalnych pracodawców niewidzialne. Tak jakby ich wiedza, doświadczenie i umiejętności nagle przestały się liczyć.
Oczywiście mówimy ageizmowi zdecydowane NIE i popieramy wszelkie inicjatywy walczące z tym niepokojącym zjawiskiem.
Ale chcemy też tchnąć odwagę w kobiety, którym ciągłe odmowy na wysłane CV podcinają skrzydła.
Bo tak naprawdę koniec czegoś może być początkiem czegoś znacznie lepszego. A historia, z którą dziś do ciebie przychodzę, jest na to świetnym dowodem.
Ewa Żak-Lisewska straciła pracę w korporacji – po 18 przepracowanych w niej latach. I co?
Nie poddała się. Założyła własne studio treningowe Nova Squad, bo sport był ważną częścią jej życia od zawsze.
Dziś wspiera kobiety i mężczyzn w walce o zdrowie, piękną sylwetkę i dobre samopoczucie.
Wypytałam ją dokładnie o tę zawodową metamorfozę w nadziei, że doda ona energii do działania kobietom, których kariera być może również zabrnęła w ślepy zaułek.
Zapraszam do lektury!
Zwolniono mnie z dnia na dzień i musiałam postawić na plan B
Kasia Laskowska: Jesteś założycielką studia treningowego NOVA SQUAD, pomysłodawczynią inicjatywy Na pełnej pauzie®, certyfikowaną trenerką personalną, ukończyłaś studia podyplomowe na dietetyce. Ale nie zawsze tak było. Wcześniej pracowałaś w korporacji. Skąd ten zwrot w karierze?
Ewa Żak-Lisewska: Moją firmę przejął Skarb Państwa i niemalże całą kadrę zarządzającą zastąpiono ludźmi „z nadania”. Zostałam zwolniona z dnia na dzień po ponad 18 przepracowanych tam latach.
I tak po prostu założyłaś studio treningowe?
Ten pomysł urodził się dużo wcześniej.
Kiedy miałam 40 lat, koleżanki z firmy poprosiły mnie, żeby poprowadzić dla nich zajęcia ruchowe. Moje zamiłowanie do treningu było powszechnie znane. Ponieważ nie miałam do tego żadnych uprawnień, postanowiłam, że je zrobię. I tak w wieku 41 lat zdobyłam certyfikat instruktora sportu ze specjalizacją w fitness.
Wtedy nieśmiało zakiełkowała myśl o otwarciu na 50. urodziny własnego studio, w którym trenowałyby moje rówieśnice.
Jeśli dobrze liczę, zwolnienie z pracy przyspieszyło realizację tego planu?
Tak. Miałam wtedy 47 lat. Decyzję przyspieszyło zwolnienie, a także pandemia, która sparaliżowała rynek rekrutacyjny. Z czasem też zdałam sobie sprawę, że w wieku 45+ stałam się dla pracodawców transparentna. Dziś więcej się mówi o ageizmie w zatrudnieniu, dla mnie wtedy to było odkrycie.
Założenie było takie, że będziesz pracować z klientkami 1:1?
Nie od początku. Trening indywidualny zainteresował mnie trochę później.
Jako że na co dzień uprawiam dość kontuzjogenny sport – wspinaczkę sportową – pewnego razu poprzez mojego fizjoterapeutę trafiłam na siłownię i poznałam trening personalny. Weszłam w to i zobaczyłam, że mimo iż wracam z leczenia kontuzji, to odskoczyłam siłowo i wytrzymałościowo od moich kolegów z sekcji wspinaczkowej.
Stwierdziłam, że odpowiednio dobrany trening uwzględniający możliwości i ograniczenia konkretnej osoby przynosi jej o wiele lepsze efekty i zdobyłam certyfikat trenera personalnego REP’s Polska.
To jedyny w kraju system rejestrujący i weryfikujący kompetencje trenerów i szkoleniowców branży fitness, należący do międzynarodowego stowarzyszenia ICREPS, dzięki czemu moje uprawnienia są uznawane na całym świecie.
Jak zdobywa się taki certyfikat?
Trzeba zapisać się na kurs certyfikujący, zdać egzamin teoretyczny i praktyczny. Natomiast nie można na tym poprzestać. Trzeba cały czas się rozwijać, zdobywać nową wiedzę, twardą i miękką.
Domyślam się, że oprócz odpowiednich uprawnień trzeba mieć też pewne określone cechy charakteru. W końcu to praca z ludźmi.
Zdecydowanie! Ważne jest, żeby być komunikatywnym, lubić pracować i rozmawiać z ludźmi, umieć się dopasować do ich nastroju w danym dniu. Musisz też być autentyczna w tym, co robisz. Musi być widać, że kiedyś dotknęłaś sztangi [śmiech], że prowadzisz taki styl życia, jaki promujesz i do jakiego zachęcasz swoich podopiecznych.
Ja niespełna 3 lata po otwarciu studia głosami moich podopiecznych znalazłam się w gronie 5 laureatów tytułu „Najlepszy trener personalny 2023” w plebiscycie REP’s Polska. To chyba najlepsza ocena mojej pracy [śmiech].
Trzeba być wzorem i dawać przykład, rozumiem.
Ja dodatkowo ukończyłam studia podyplomowe na kierunku dietetyka. Uznałam, że tylko w taki sposób będę mogła kompleksowo wspierać moich podopiecznych.
Oczywiście, sama jestem też bardzo zdyscyplinowana i w kwestii treningu, i w kwestii żywienia, aby tym wzorem być.
Twoimi klientkami miały być kobiety w wieku menopauzalnym?
Gdy zaczynałam w tym biznesie, odległe było dla mnie pojęcie menopauzy. Po prostu wyobrażałam sobie, że chcę pracować z kobietami takimi, jak ja.
Nigdy nie mogłam usiedzieć w miejscu, a sport pomógł mi skanalizować nadmiar energii
Opowiedz więcej o twojej niesamowitej metamorfozie zawodowej. Dojrzałe kobiety, które niespodziewanie tracą pracę, często nie mogą się odnaleźć na rynku, nie wiedzą, co dalej. Twoja historia jest pod tym względem szalenie inspirująca! Z pracy za biurkiem przeszłaś do pracy w ciągłym ruchu. I wygląda na to, że kochasz to, co robisz. Czy aktywność fizyczna była zawsze obecna w twoim życiu?
To jest nawyk, który wyniosłam z domu. Rodzice dawali mi przykład i wpajali wartości, a ja idę z tym dalej przez życie.
W moim rodzinnym domu nie było telewizora, nie ma go też w domu, który stworzyłam. Były za to wędrówki w góry, sport… Na rodzinnych uroczystościach wstawało się od stołu i szło przed dom grać w kółku w siatkówkę.
Cudownie! Czyli jest to u ciebie coś zupełnie naturalnego.
Faktycznie. Ja do uprawiania aktywności fizycznej nie potrzebuję zewnętrznej motywacji.
Zawsze byłam i nadal jestem ruchliwa i energiczna. Sport świetnie pomógł skanalizować to, co otoczenie określa słowami: „nie możesz usiedzieć”. Swoją drogą, już pracując w korporacji, nurtowało mnie pytanie o to, ile godzin dziennie można siedzieć, dosłownie: spędzać czas w pozycji siedzącej na krześle.
W swoim życiu próbowałam różnych aktywności. Spośród tych, które były ze mną najdłużej, mogę wymienić kolarstwo MTB, grupowe zajęcia fitness, choćby aerobik czy step, a także narciarstwo i pływanie.
Sporo tego!
To nie koniec! Od 12 lat uprawiam wspinaczkę sportową i jest to coś, co pochłonęło całkowicie mnie, mojego męża i starszego syna, stając się niemalże stylem życia naszej rodziny.
Poza tym pięć lat temu przeprosiłam się z siłownią i odtąd trenuję regularnie.
Dziś już jako osoba 50-letnia podpieram ten entuzjazm do ruchu wiedzą, którą cały czas poszerzam.
Z jakich dziedzin dokładnie się szkolisz?
Uczę się m.in. o zdrowiu kobiet w tym dojrzalszym okresie życia, o ryzykach związanych ze spadkiem żeńskich hormonów płciowych. Wiem, dlaczego to jest ważne, ponieważ sama doświadczam już uroków premenopauzy..
Skąd pomysł na twój flagowy projekt: Na pełnej pauzie®?
Kiedy miałam 45 lat, usłyszałam przy jakieś okazji, że jestem w „okresie okołomenopauzalnym”. Nigdy wcześniej nie słyszałam takiego określenia i w ogóle nie zaprzątałam sobie głowy przekwitaniem, ponieważ nic mi nie dolegało ani nie wzbudzało niepokoju.
Natomiast zainteresowałam się tematem i okazało się, że jest to morze zagadnień i problemów: od ginekologicznych, przez metaboliczne po psychiczne i emocjonalne, o których nigdzie nas nie uczono.
To prawda. Często słyszę od czytelniczek, że o menopauzie nie wiedzą praktycznie nic.
Bo edukacja o zdrowiu kobiety kończy się na rozrodczości!
Rozmawiam z wieloma kobietami i podzielają moje obserwacje. Dodatkowo panie się wstydzą, ponieważ stereotyp o menopauzie mówi, że jesteśmy stare, wybrakowane i nieatrakcyjne.
Mój projekt miał już też od kilku lat swoją nazwę i wstępny zarys, natomiast musiał przeleżeć w szufladzie, żeby dojrzeć. Ogłosiłam go światu jesienią 2023 roku.
Mówią o mnie, że muszę mieć coś z sadystki, żeby kazać robić ludziom takie rzeczy
O inicjatywie Na pełnej pauzie® jeszcze sobie porozmawiamy, bo warto, żeby jak najwięcej osób o niej usłyszało. Ale chciałabym dowiedzieć się jeszcze więcej o pracy trenera personalnego. To musi być fascynujące – towarzyszenie podopiecznym w ich metamorfozach.
To właśnie lubię w tym zawodzie: obserwowanie, jak ludzie się rozwijają. Zwyczajnie cieszy mnie, kiedy moi podopieczni lepiej wyglądają i osiągają coraz większą sprawność.
Uczą się też samoświadomości swojego ciała i potrafią sami skorygować się, wykonując określone ćwiczenia. Poznają nazwy mięśni, wiedzą, który z nich ćwiczy.
Część z nich podejmuje decyzję o zmianie stylu odżywiania. Niektórzy proszą o indywidualny plan żywieniowy, inni kontrolują się sami z wykorzystaniem moich wskazówek i aplikacji. Poszerzają swoją wiedzę i mają efekty.
Co jeszcze lubisz w swojej pracy?
Wiesz, tu nie chodzi tylko o aspekt sylwetkowy. Wielu moich podopiecznych zmienia swoje życie, np. przestają jeść potrawy, które im nie służą.
Jeśli na grillu u szwagra ma być tylko kiełbasa i karczek, biorą filet z kurczaka lub rybę. W delegacji, na firmowej imprezie czy u cioci na imieninach wiedzą, co wybierać ze stołu. Niektórzy rezygnują z picia alkoholu, choć wcale nie mieli z tym problemu. Po prostu poszli dalej za rzuconym przeze mnie hasłem choćby o jakości snu, poszperali, dowiedzieli się więcej i taką decyzję podjęli.
Rozumieją, o co w tym wszystkim chodzi i wiedzą już, że nie zawsze chodzi o wygląd modelki czy Apolla.
Pewnie wiele osób jest ci wdzięcznych, a ty czujesz ogromną satysfakcję, że zmieniasz ich życie na lepsze.
Lubię widzieć ich radość z wykonanego wysiłku i otrzymywać wiadomości, że to daje efekty. Chwalą się, jak dobrze im poszło, jak bardzo fakt, że ćwiczą i dbają o żywienie, pomaga im w codziennych czynnościach, a także w bardziej wymagających wyzwaniach.
W jakim sensie?
W najróżniejszych sytuacjach.
Od codziennych, domowych i zawodowych spraw, po cięższe prace w ogrodzie, wyjazd na narty czy w góry. Regularnie donoszą mi, że zjeżdżają już szósty dzień bez zakwasów, żony nadążają za mężami na wędrówce, mogą stać na scenie bez bólu przez całe wystąpienie podczas konferencji.
Są osoby, którym cofnęła się insulinooporność, innym lekarze wycofali leki na nadciśnienie.
Jedna podopieczna wróciła do prawidłowej wagi, tracąc aż 20 kg, inna, bardzo szczupła, pozbyła się bólu pleców i osiągnęła ładniejszą sylwetkę dzięki zbudowaniu masy mięśniowej.
To też praca na mentalności, po rekompozycji składu masy ciała wiele osób zaczyna się akceptować, choć przecież nie zamienili się w Kena i Barbie.
Cieszy mnie też, gdy widzę u nich podziw dla nich samych, dumę ze swoich osiągnięć, szacunek do siebie, poczucie większej wartości i sprawczości. To ich własne zwycięstwa – ja dałam wskazówki, ale nikt za nich niczego nie zrobił.
A czy poza blaskami ta praca ma też jakieś cienie?
Największym wyzwaniem okazały się chyba godziny pracy w sektorze tego typu usług.
Podopieczni chcą przyjść na trening przed lub po swojej pracy. Dlatego pracuję wcześnie rano i potem po południu, do późnego wieczora. Równocześnie cenię sobie wolny środek dnia, kiedy można pozałatwiać różne sprawy bez korków i bez kolejek.
Czyli nawet w tych minusach można znaleźć małe plusy. [śmiech]
Tak, poza tym na treningach obok wymagającej pracy do wykonania mamy też mnóstwo śmiechu.
Jeden podopieczny, który na treningach stawia się tuż przed 7:00, zaproponował, żebyśmy wdrożyli „drzemkę małopolską”.
Co takiego?!
Takie kilkanaście sekund na poleżenie na macie i dospanie. Pomysł bardzo się spodobał innym podopiecznym i dziś chyba każdy w studio wie, co to jest „drzemka małopolska”. Choć istnieje bardziej w żartach niż w rzeczywistości.
Jeszcze jakieś zakulisowe smaczki?
Bywa, że podopieczni mają przydomki, np. ze względu na wysoką jakość wykonywania danego ćwiczenia albo z powodu ich siły. I tak mamy „królową martwego ciągu” czy „Elkę-siłaczkę”.
Super! [śmiech]
Jedna podopieczna kocha czuć, że poćwiczyła, do tego stopnia, że „te zakwasy mogłaby kupować na kilogramy”. To nic, że musiała iść z koleżanką pod ramię, żeby wyjść po schodach, które nie mają barierki. [śmiech]
Mamy też imiona dla niektórych sprzętów.
Słucham?!
No tak. Sprzęt się zużywa i trzeba kupić nowy. Czasami więc ten nowy zakup otrzymuje imię osoby, która jako ostatnia używała poprzednika. Czyli która go w domyśle „zepsuła”.
I wreszcie nieustannie krążą też żarty na mój temat. Na przykład osoba wychodząca z sali mówi do tej czekającej na swój trening: „Ewka jest dziś w formie”. A jeszcze innym razem ktoś stwierdził, że „Ewka musi mieć coś z sadystki, żeby kazać robić takie rzeczy”.
Haha! Jestem sobie w stanie to wyobrazić. Wygląda na to, że znalazłaś swoje zawodowe miejsce na ziemi. Tylko pozazdrościć… Dziękuję za rozmowę.
Hej! To jeszcze nie koniec. Ewa jest autorką świetnego programu dla kobiet dojrzałych Na pełnej pauzie®. Jeśli chcesz dowiedzieć się, jak zadbać o swoje ciało i samopoczucie w okresie okołomenopauzalnym oraz po menopauzie, koniecznie przeczytaj ciąg dalszy rozmowy z Ewą Żak-Lisewską – tym razem o życiu Na pełnej pauzie®.