Pracodawcy powinni się wstydzić!

Foto: PhotoFunia, KL
Co jest godnego w wygrzebywaniu węgla z biedaszybów? Albo w gnębieniu podwładnej przez przełożonego? Czy kierowca przewożący w bestialskich warunkach zwierzęta na rzeź może być z siebie dumny? Książka Olgi Gitkiewicz „Nie hańbi” to zbiór reportaży, w którym znajdziemy sporo przykładów na to, że praca może być jednak czasem powodem do wstydu. To kolejna lektura, która skłania do refleksji – nie tylko dojrzałe kobiety.
» Znasz już najbardziej rewolucyjną książkę psychologiczną naszych czasów? Jeśli nie, to kliknij i przeczytaj o „Potędze podświadomości”!
Wzięła się za robotę
Rynek pracy to – jak twierdzi sama autorka – dwa bardzo nudne słowa, jednak okazuje się, że można o nim napisać ciekawą, poruszającą, chwytającą za serce historię, a nawet szereg historii, bo „Nie hańbi” to zbiór autentycznych opowieści o pracodawcach i pracownikach oraz losie, jaki ci pierwsi zgotowują tym drugim. Dowiadujemy się, jak wyglądało życie zawodowe klasy robotniczej i średniej w Polsce na przestrzeni ostatniego stulecia. Poznajemy pracowników różnych branż i w różnym wieku. Dojrzałe kobiety doświadczające mobbingu i prześladowań, zwalniane bez ostrzeżenia albo zwalniające się same bez planów na przyszłość, młode matki szukające powrotu na zawodową ścieżkę, ambitni pracownicy korporacji, mężczyźni chwytający się różnych zajęć, żeby tylko utrzymać rodzinę… Są tu też bezrobotni, przepraszam – osoby bezrobotne – bo, jak słusznie zauważa jedna z rozmówczyń autorki, mówić „bezrobotni”, „to tak, jakby mówić „niepełnosprawni”, jakby redukować osobę do tego jednego wymiaru. A to jest osoba przejściowo bez pracy, ale cała osoba, a nie jeden jej wymiar.” I są też jak najbardziej „robotni” robotnicy – tę grupę najgodniej reprezentują członkowie rodziny samej autorki pracujący od pokoleń w fabryce lnu w Żyrardowie. Do wyboru, do koloru, choć mogłoby się wydawać, że życie bohaterów reportaży jest często smutne i czarno-białe.
Autorka w jednym z wywiadów ubolewa nad tym, że w pracy często stajemy się pracownikiem. Tak jakbyśmy przestawali być przede wszystkim człowiekiem. Być może dlatego wielu pracodawców pozwala sobie wobec podwładnych na więcej, niż pozwoliłoby sobie wobec jakiejkolwiek innej osoby poznanej poza pracą.
Rzuciła pracę i napisała książkę
Olga Gitkiewicz jest absolwentką socjologii na Uniwersytecie Wrocławskim i Polskiej Szkoły Reportażu. Współpracuje z tygodnikiem i portalem internetowym, pisząc dla nich teksty historyczne i reportaże. Ma więc wiedzę, doświadczenie, wrażliwość i reporterskie oko, które pozwalają jej dostrzegać wokół siebie problemy, które większość z nas być może ignoruje. Historii powstania „Nie hańbi” smaczku dodaje fakt, że w czasie pisania książki autorka rzuciła pracę w korporacji we Wrocławiu i przeprowadziła się do Żyrardowa – miasta, z którego zrobiła jednego z głównych bohaterów swoich reportaży.
Subiektywne odczucia i historia rodziny Olgi Gitkiewicz splatają się w książce z obiektywnymi, można powiedzieć – zimnymi – statystykami i bardzo różnymi doświadczeniami przepytywanych bohaterów. Otrzymujemy z tego mieszankę, która czasem wzrusza, czasem bulwersuje, ale zawsze daje do myślenia.
» Jesteś fanką współczesnej polskiej literatury? Kliknij i przeczytaj o kolejnej intrygującej książce Marka Krajewskiego!
Co jesteś gotowa zrobić dla pracy?
Najbardziej zapadły mi w pamięć trzy historie. O jednej było głośno w mediach na początku 2017 roku. Chodzi o samobójstwo kobiety pracującej w fabryce sprzętu AGD we Wronkach. Rodzina utrzymuje, że powodem było gnębienie jej przez bezpośredniego przełożonego. W głowie mi się nie mieści, że można komuś tak uprzykrzyć życie, żeby stracił do niego chęć i wolał umrzeć, niż po raz kolejny przekroczyć próg znienawidzonego zakładu pracy. Trwa śledztwo prokuratorskie mające na celu ustalenie, co tak naprawdę skłoniło kobietę do drastycznego kroku, oraz czy za murami fabryki naprawdę działy się tak straszne rzeczy. Nie ulega jednak wątpliwości, że coś musiało się dziać, bo współpracownicy zmarłej nie chcieli wypowiadać się oficjalnie na temat warunków, w jakich musiała pracować. I to kolejna rzecz, która bulwersuje i przeraża: strach o utratę pracy powoduje, że nasza empatia zaczyna szwankować. W historii Ilony odkrywam trzy smutne prawdy: w niektórych z nas praca wyzwala sadystyczne zapędy, są tacy, którzy z powodu pracy są gotowi targnąć się na swoje życie, a jeszcze inni zapominają przez nią o elementarnych zasadach etyki. W tej sytuacji naprawdę trudno zgodzić się z faktem, że praca to tylko 8 godzin dziennie, po których można się wyłączyć i zająć przyjemniejszymi sprawami.
Dziś pracujemy mniej niż w PRL-u, kiedy to tydzień roboczy trwał sześć dni. Niemniej i tak plasujemy się w czołówce najdłużej pracujących narodów.

Foto: Serhat Beyazkaya/Unsplash
Bohaterem drugiej znamiennej historii jest kierowca Hubert. Imał się wielu zajęć, nierzadko pracując ponad siły i wbrew zdrowemu rozsądkowi. Rozwoził pizzę i mrożonki, woził odpady komunalne, kruszywo i zwierzęta na ubój. Nie zazdroszczę mu żadnego z tych zajęć, bo z każdym z nich było coś mocno nie tak – zbyt długie godziny pracy, zbyt ciężkie zadania, zbyt trudne, a nawet niebezpieczne warunki – jednak ostatnie było prawdziwym wyzwaniem: psychicznym, emocjonalnym i dopiero na końcu zawodowym. Zwierzęta na rzeź były przewożone w nieludzkich warunkach, a Hubert musiał być nie tylko kierowcą, ale też nierzadko katem. I znów ogarnęło mnie przerażenie, bo mimo że bohater nie czuł się ze swoim zajęciem dobrze, wytrzymał w tym horrorze długo, kilka lat. Mówią, że człowiek może się do wszystkiego przyzwyczaić. Widocznie w imię pracy również.
Bohater reportażu, kierowca Hubert, tłumaczy: „Pracowałem tam jeszcze prawie dwa lata, bo człowiek musi złotówkę przynieść do domu, rachunki popłacić.” Wielu pracowników zna tę smutną prawdę aż za dobrze, a pracodawcy nie wahają się jej wykorzystywać.
» Lubisz historie chwytające za serce? Kliknij i przeczytaj o „Powtórnie narodzonym” – powieści, która wciśnie cię w fotel!
I w końcu jest Szydłowiec, miasto o największym wskaźniku bezrobocia w Polsce, a przy tym miasto wielu sprzeczności. Autorka stara się zrozumieć, dlaczego w tamtejszych urzędach pracy zarejestrowanych jest tak wiele osób bezrobotnych, a jednocześnie na zamieszczane tam oferty pracodawców nikt nie odpowiada. Czy to ostateczny dowód na to, czym chwali się rząd, że w Polsce bezrobocia już właściwie nie ma, praca leży na ulicy i nie pracuje tylko ten, kto nie chce? Niestety, nie jest to takie proste. Problem jest głębszy i Gitkiewicz przygląda mu się z dociekliwością godną wytrawnej reporterki. Podobnie zresztą, jak prezentuje pozostałe historie: zredukowanego, byłego pracownika Zakładów Żyrardowskich, który w z akcie zemsty zastrzelił człowieka, który doprowadził do ich upadku, prezesa dużej firmy traktującego podwładnych jak swoją własność, zwolnionej, 50-letniej humanistki szukającej dla siebie nowego zajęcia, sprzedawców tracących pracę w dużej sieci supermarketów, młodej matki wracającej do zawodowego życia po długiej przerwie na wychowanie dzieci oraz innych matek próbujących godzić pracę z życiem rodzinnym. Kobiet jest w „Nie hańbi” najwięcej, co może być pewnym ukłonem w ich stronę. Gitkiewicz pochyla się nad ich zawodowym losem, bo sam rynek pracy często o nich zapomina. A jeszcze częściej dyskryminuje.
Polacy chętnie rozmawiają o pracy, choć często sprowadza się to do narzekania. Wcale niekoniecznie na pieniądze. Wielu z nas najbardziej uwierają warunki, jakie są nam oferowane przez pracodawców.
Na pocieszenie jest historia 45-letniej Marii. Nie zaczęła się szczęśliwie, bo Maria również padła ofiarą mobbingu w pracy. Znalazła jednak w sobie siłę, żeby odejść, nie załamać się i wrócić – ale już gdzie indziej. Gdy zmieniła pracę, jej przyjaciel po kilkuminutowej rozmowie powiedział: „Widzę, że masz dobrą pracę, bo w ogóle o niej nie mówisz.”
„Nie hańbi”
Olga Gitkiewicz
Wydawnictwo Dowody na Istnienie
Warszawa 2017
Ocena:
Jakie są wasze doświadczenia na rynku pracy? Pracujecie, szukacie pracy, a może wspominacie ten czas już na emeryturze? Podzielcie się swoimi spostrzeżeniami w komentarzach.