Kobieta za kółkiem: łamie stereotypy, uczy innych, jak jeździć, i zna grzechy polskich kierowców
Baba za kierownicą – taki pierwotnie miał być tytuł tego wywiadu.
Ale po głębszym zastanowieniu uznałam, że byłby on krzywdzący. Pewnie znalazłoby się sporo osób, które nie dostrzegłyby w takim tytule mrugnięcia okiem. Z góry założyłyby, że będzie się pisać źle o tym, jak płeć piękna radzi sobie za kółkiem.
Bo – umówmy się – „baba za kierownicą” to nie jest komplement. Te słowa padają zwykle w sytuacji, gdy ktoś prowadzi samochód w sposób pozostawiający sporo do życzenia.
Tymczasem bohaterka tej rozmowy jest absolutnym zaprzeczeniem te przysłowiowej baby za kierownicą. Po pierwsze – nie jest żadną babą, tylko kobietą świadomą swojej wiedzy, umiejętności i wartości. Po drugie – jeździ tak, że niejeden chłop mógłby się schować!
Grażyna Kożuchowska prowadzi ośrodek szkolenia kierowców Adept w Kluczborku. Uczy kursantów przepisów ruchu drogowego i szkoli ich na placu manewrowym, przygotowując do egzaminu na prawo jazdy.
Merytoryka, cierpliwość i opanowanie to jej znaki rozpoznawcze. Zachowuje zimną krew w podbramkowych sytuacjach na drodze, choć przyznaje, że czasem krew i tak się w niej gotuje na widok tego, jakie błędy popełniają polscy kierowcy. Tak, tak – również mężczyźni!
Postanowiłam wypytać ją o to:
- jakie są to błędy,
- czy faceci za kierownicą rzeczywiście są lepsi od babek,
- czy dojrzałe kobiety chętnie uczą się jeździć
- i jak udało jej się rozkręcić dobrze prosperujący biznes w zdominowanej przez mężczyzn branży.
To była naprawdę pouczająca rozmowa. Przeczytaj koniecznie!
Jako instruktor-kobieta nie wzbudzałam zaufania
Kasia Laskowska: Prowadzi Pani szkołę nauki jazdy, jest Pani instruktorem i wykładowcą, kodeks drogowy nie ma przed Panią tajemnic. Czy jest Pani również fanką motoryzacji?
Grażyna Kożuchowska: Zdecydowanie tak.
Czyli przy wyborze auta liczy się coś więcej niż tylko kolor? [śmiech]
Absolutnie. Ja lubię wygodne i komfortowe auta, które jednak muszą też być sprawne pod względem technicznym. Interesuję się nowinkami i nowoczesnymi technologiami, które firmy wprowadzają do coraz nowszych modeli.
W takim razie czy zawód instruktora jazdy był Pani planem i marzeniem od zawsze?
Niekoniecznie.
Przez jakiś czas robiłam inne rzeczy. Pracowałam fizycznie w fabryce na trzy zmiany. Później w różnych firmach przy produkcji odzieży, a potem w firmie meblarskiej produkującej meble tapicerskie.
Po studiach nie chciałam już pracować fizycznie. Ukończyłam ekonomię, ale nie mogłam podjąć pracy w tym kierunku, ponieważ nie miałam doświadczenia, które wszędzie, gdzie pytałam, było wymagane.
I wtedy pojawił się pomysł na ośrodek szkolenia kierowców?
Tak. Trochę zmusiła mnie do tego sytuacja, trochę namówił mnie mąż. Przebranżowiłam się, zostałam instruktorem – i nie żałuję!
Jak się Pani odnalazła w nowym zawodzie?
Początkowo nie było łatwo. Zaraz po tym, jak założyłam firmę, nawet moi znajomi nie bardzo byli przekonani, czy sobie poradzę. Powątpiewali, czy przetrwam na rynku chociaż rok, a było to wymagane, ponieważ na firmę dostałam dotację z Urzędu Pracy.
No to pokazała Pani niedowiarkom!
Dokładnie. I czuję się w tym spełniona, ponieważ od dawna marzyłam o pracy z młodzieżą i nie tylko. Teraz mogę nauczać i staram się robić to najlepiej, jak potrafię.
W mojej pracy kontakt z ludźmi to podstawa. Całe godziny spędzam w towarzystwie innych osób: na wykładach i jazdach indywidualnych.
Lubi to Pani?
Bardzo. Jestem ciekawa ludzi, ich różnych osobowości. Chętnie dzielę się z nimi moim doświadczeniem i wiedzą na temat techniki jazdy oraz przepisów ruchu drogowego.
Przy okazji przywiązuję się do moich kursantów, jestem z nimi zżyta i mam ogromną satysfakcję, gdy zdają egzaminy za pierwszym podejściem.
I przy okazji jest to branża związana z Pani konikiem, czyli motoryzacją! A jak wyglądały początki Pani biznesu?
Było bardzo trudno. Konkurencja już wtedy była spora, w dodatku działała od lat, a ja – jako nowa firma – nie miałam jeszcze doświadczenia.
A czy fakt, że jest Pani kobietą, miał tu jakieś znaczenie?
Na pewno. Jako kobieta nie wzbudzałam zaufania wśród moich uczniów.
Spotkała się Pani z negatywnymi komentarzami pod swoim adresem?
Pamiętam taką sytuację na placu manewrowym. Ćwiczyłam z kursantem wykonanie łuku i nagle zaczepił nas starszy pan, który przyjechał na zakupy do znajdującego się po sąsiedzku sklepu meblowego.
Ten człowiek podszedł do nas i zapytał: „Czy to pani uczy tego kursanta?” Gdy potwierdziłam, w odpowiedzi usłyszałam pogardliwe: „Do niczego dobrego to nie prowadzi, jak już kobiety uczą jeździć”. Poczułam się okropnie, wręcz poniżona.
Cóż, chciałoby się krzyknąć za tym znawcą życia, że chamstwo też do niczego dobrego nie prowadzi…
Na szczęście z czasem wiele się zmieniło.
Po latach zdobyłam dobrą opinię wśród moich byłych kursantów, a dzięki ich poleceniom zdobywam nowych klientów.
Domyślam się, że dziś nikt się już nie dziwi, że instruktorem jest kobieta.
Tak jest. Moi kursanci przychodząc do mnie na kurs prawa jazdy, z reguły wiedzą, że będzie ich uczyła instruktor-kobieta. Często jeszcze upewniają się, czy na pewno ja będę z nimi jeździła!
Wcale mnie to nie dziwi. Widziałam opinie, jakie są wystawiane pod Pani adresem: kompetentna, cierpliwa, serdeczna, ale też wymagająca i zaangażowana. To się nazywa renoma!
Tak, ale nie zawsze tak było. Początkowo kursanci podchodzili do lekcji z kobietą z większym dystansem i nieufnością. Kiedyś wyglądało to zdecydowanie mniej różowo, ale w dzisiejszych czasach kobiety wykonują zawody, w których jeszcze kilkanaście lat temu nikt by ich sobie nie wyobrażał.
Baba i chłop za kierownicą to z jednej strony bzdury, ale…
Bardzo się cieszę, że świat poszedł pod tym względem do przodu. Mam jednak wrażenie, że nie do końca wyleczył się ze stereotypów. Wciąż zdarza nam się spotykać z określeniem: „baba za kierownicą”. Spróbujmy się więc z tym rozprawić. Jaka naprawdę jest ta baba za kierownicą? Różni się czymś od chłopa za kierownicą?
Mam w tym zakresie pewne obserwacje.
Z jednej strony uważam, że płeć w tym wypadku nie ma znaczenia. Są kobiety, które super radzą sobie za kierownicą i szybko się uczą, i są mężczyźni, którym przychodzi to o wiele trudniej i potrzebują więcej czasu na naukę.
Czuję, że szykuje się tu jakieś „ale”…
Dobrze Pani czuje. [śmiech]
Bo z drugiej strony mam wrażenie, że kobiety za kierownicą są bardziej ostrożne, ale bywają też rozkojarzone.
Czyli trochę na plus i trochę na minus.
Zawsze stawałam w obronie kobiet-kierowców. Jednak im więcej czasu spędzam w samochodzie, tym częściej zauważam, że mężczyźni za kierownicą są bardziej szarmanccy w stosunku do innych uczestników ruchu drogowego. O kobietach nie można tego powiedzieć.
To ciekawe! Czy może więc Pani wymienić 3 największe grzechy główne polskich kierowców i kierowczyń?
Nie muszę się nad tym niestety zbytnio zastanawiać. Są to: brak wyobraźni, brawura oraz nieprzestrzeganie przepisów.
Z jakimś konkretnym jest nam szczególnie nie po drodze?
Najbardziej uciążliwe jest nieużywanie kierunkowskazów. Powiedziałabym, że jest to nagminne.
Auć! A czy było jakieś zdarzenie na drodze, które szczególnie utkwiło Pani w pamięci?
Było ich wiele, ale jedną sytuację rzeczywiście pamiętam do dziś.
Jechałam z kursantem, który był bardzo nerwowy. Do tego stopnia, że problemem było nawet to, że musiał chwilę gdzieś stać dłużej na skrzyżowaniu.
Dojechaliśmy do skrzyżowania ze znakiem STOP i nakazem jazdy w prawo, ale nie było wyrysowanej linii ciągłej na jezdni.
Podpowiedziałam kursantowi, żeby obserwował znaki, jednak widząc, że upewnia się z lewej strony, ale nie zatrzymuje się na STOP-ie, wcisnęłam sprzęgło i hamulec, zatrzymując samochód.
I co się stało dalej?
Do tej pory pamiętam wzrok kursanta, który krzyknął z nerwami: „Przecież bym zdążył!”
Musiało się zrobić nieprzyjemnie…
Pierwszy raz spotkałam się z taką sytuacją. Słowo daję, był tak zdenerwowany, że myślałam, że wyrzuci mnie z samochodu! [śmiech]
Ale gdy zapytałam, jaki był znak, to zrobiło mu się głupio i przeprosił.
Dojrzałe kobiety to wymagające kursantki
Czyli mężczyźni też bywają rozkojarzeni. [śmiech] A proszę jeszcze powiedzieć, jak to jest z dojrzałymi kobietami za kierownicą. Często miewa Pani takie kursantki?
Większość moich kursantów to osoby, które niedawno ukończyły 18. rok życia – i z taką młodzieżą pracuje mi się najlepiej.
Ale oczywiście zdarzają się też osoby nieco starsze, a nawet znacznie starsze – choćby w okolicach siedemdziesiątki.
Czy tacy klienci są bardziej wymagający?
W ich nauczanie muszę się o wiele bardziej zaangażować.
Osoby młodsze najczęściej szybciej przyswajają sobie wiedzę, są sprytniejsze za kierownicą.
Mam wrażenie, że starszym przychodzi to z większą trudnością. Z tego powodu takie osoby potrzebują więcej godzin do ćwiczeń. Jedna z moich kursantek, 70-latka, teorię miała w jednym paluszku, ale jazdy na pierwszych godzinach to było coś strasznego!
Ale dała radę?
Jak najbardziej. Dokupywała sporo godzin, żeby wszystko wyćwiczyć i móc jeździć samodzielnie. Ale w końcu zdała egzamin i teraz sobie jeździ.
A jakie motywacje kierują dojrzałymi kobietami zapisującymi się na kurs na prawo jazdy?
Często są to kobiety, które zmusiła do tego sytuacja rodzinna.
Robią prawo jazdy, żeby zawozić rodziców do lekarza, albo mąż, który do tej pory był kierowcą, zachorował i teraz muszą sobie radzić same, bo na przykład mieszkają na wsi, skąd nie ma połączeń autobusowych.
Zdarzają się osoby, które uczą się jeździć, bo po prostu chcą?
Jak najbardziej. Często przychodzą do nas kobiety, które w końcu znalazły czas na zdobycie uprawnień.
Zostawmy na chwilę pracę i skupmy się na Pani. Co jeszcze jest dla Pani siłą napędową w życiu? Motoryzacja to jedno, ale domyślam się, że czasem Pani od kółka odpoczywa…
Zdecydowanie!
Lubię spędzać czas przy pielęgnacji mojego ogrodu, uwielbiam dbać o moje rośliny. Gdy tylko mam wolny czas, zaszywam się w ogrodzie wśród drzewek, warzyw i kwiatów. Jest przy nich co robić przez całe lato i jesień!
Wiem coś o tym, sama mam ogród, w którym pracuję, ale też odpoczywam.
Czyli zna Pani ten ból. [śmiech]
Tak, zwłaszcza ból krzyża… [śmiech]
Ja najlepiej relaksuję się, słysząc szum wody z kaskady. Bardzo mnie to uspokaja.
Niedługo wiosna, puszczą lody i znów będzie słychać ten szum.
Już nie mogę się doczekać!